niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 19
































Kiedy Caroline siedzi na łóżku i glaszcze wypukły brzuch, ja kręcę się po pokoju w samej bieliźnie. Mama Louisa wchodzi do środka trzymając pokrowiec z suknią. To dzisiaj. Już za chwilę. Obie kobiety mi będą pomagać. Mama Lou jest wręcz moją przyjaciółką. O wszystkim mogę jej powiedzieć. Wspiera mnie.




- Denerwuje się - patrzę na kobietę i nerwowo bawię się wstążeczką od stanika.
- Czym, Courtney? Idziesz tam, bo go kochasz, a on kocha ciebie. Gdzie tu wątpliwości?
- Jeśli się potknę?
- Nie potkniesz - Caroline wybucha śmiechem i bierze na ręce Snow.
- Nie śmiej się ze mnie - gromię ją wzrokiem.
Wystawia mi język. Louis jest z Niallem i Liamem u rodziców. Stamtąd wyjedzie do kościoła, a ja stąd.
Potem wszyscy przeniosą się do naszego ogrodu, gdzie odbędzie się wesele.
Tam wszystko jest gotowe. Został dopracowany każdy szczegół. Dziewczyny pomagają mi ubrać sukienkę i powoli wkładam buty. Potem jeszcze łańcuszek. W moje splecione włosy zostaje wsunięta broszka, która utrzymuje ciężar fryzury. Do tego teraz Madeline, czyli mama Lou dopina mi welon.
Tak bardzo boję się, że coś pójdzie źle... Zaczyna mnie boleć brzuch. Louis wspominał, że obawia się Zayna. Tego Mulata,  z którym się ścigał. Nie chce, żeby wpadli nie proszeni goście. O ślubie każdy wie. Każde media. Więc i wrogowie też. Nie chcę jednak o tym myśleć. To ma być nasz dzień. Tylko nasz. Wreszcie będziemy małżeństwem.
Kładę rękę na brzuch i patrzę w lustro. Suknia jest z koronki. Idealnie dopasowana do mojego ciała. Przynajmniej plotki o ciąży się rozejdą. W tej kreacji nie udało by mi się ukryć nawet najmniejszego brzuszka. Przez ostatni miesiąc chodziłam na siłownię u nas w domu. Harry mnie trenował. Wzmocniłam ciało i trzymałam figurę.
Często kończyło się to sexem na jednej z maszyn, gdyż, jak się dowiedziałam, mojego przyszłego męża. Podnieca widok spoconej mnie. Ale sex to też dobra forma ćwiczeń. Poza tym sama przyjemność. Obydwoje to lubimy. Hm, no to był udany miesiąc. Potem mnie kąpał albo niósł prosto do basenu.
- Pora iść - mówi Caroline posyłając mi uśmiech.
Sama ma na sobie fioletową sukienkę do kolana i wianek na włosach. Tak samo jak Madeline. Obie to moje druhny. Do nich dołączy jeszcze Sophia, dziewczyna Liama, którą niedawno poznałam.
Odsuwam od siebie wszystkie myśli i odwracam się od lustra. Koty patrzą na mnie zaciekawione.
- Kocham was - posyłam im całuski i wychodzimy.
Powoli schodzę po schodach. Nie wywrócę się, nie ma takiej opcji. O nie. W salonie czeka już Trevor i Travis idealnie ubrani w garnitury szyte na miarę. Cały gang będzie ubrany tak samo. Dziwne, ale nigdzie nie ma Rileya. Jeden z nich podaje mi mój bukiet. Pomagają mi wyjść z domu i wsiąść do auta.
Patrzę w okno i modlę się, aby nic nam nie przeszkodziło. Nic i nikt. Do kościoła jedziemy dwadzieścia minut. Boże… Louis już tam jest i na mnie czeka. Uśmiecham się. Muszę się przestać denerwować.
Wychodzę z auta i staje przed kościołem. Moje druhny idą przodem. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że obok stoi mój tato. Żeby się nie rozpłakać, wchodzę do kościoła.
- Mogę? - podchodzi do mnie Senior.
Patrzę na niego zaskoczona. Nie dając rady nic powiedzieć jedynie kiwam głową. Nie mogę się powstrzymać i mocno do niego przytulam.
Wiem, że się uśmiecha. Delikatnie całuje mnie w czoło.
- Pięknie wyglądasz, droga Courtney. To naprawdę zaszczyt prowadzić cię do ołtarza.
- Dziękuję.. - szepczę.
Mężczyzna ociera mi pojedynczą łzę. Podaje mi swoje ramię i ruszamy.
Drzwi przed nami otwierają się. Czerwony dywan prowadzi pod sam ołtarz. Katedra jest pięknie udekorowana, goście stoją w ławkach wpatrzeni we mnie, kiedy powoli kroczę do przodu.
W połowie drogi niepewnie podnoszę głowę i dostrzegam Louisa. Od razu czuję się lepiej.
Stoi z rękoma za plecami. No i oczywiście ma zarost. Nie wygrałam z nim tej bitwy. Jednak i tak wygląda idealnie. Nie wyobrażam go sobie w żaden inny sposób. Zanim się spostrzegam, stoimy już przed nim.
Patrzy mi w oczy i uśmiecha się specjalnie dla mnie. Wiem to. Czuję się pewniej. Jesteśmy tu dla siebie. Dla naszej miłości. Nie wierzę, dalej w to nie wierzę. Kiedy trzy lata temu szukałam pracy nie spodziewałam się, że dziś będę stała przed tym mężczyzną i wyznawała mu miłość.
Gdy z kolei słyszę jego przysięgę jestem pewna szczerości tych słów. Nie mam najmniejszych wątpliwości co do jego miłość względem mnie.
- Kiedy twoje nogi nie będą już pracować tak jak kiedyś i nie będę mógł cię rzu­cić na kolana. Czy twoje usta wciąż będą pamiętać smak mojej miłości? Czy twoje oczy nadal będą się uśmiechały znad Twoich policzków? Skarbie, będę cię kochał aż będziemy siedemdziesięciolatkami. Kochanie, moje serce mogłoby kochać. Tak mocno, jak ­bym był 23-latkiem.
- Nasza miłość jest stabilna jak chevrolet. Jeśli upadniesz, ja upadnę z tobą, skarbie.  Biegasz dookoła i otwierasz drzwi jak dżentelmen. Mówisz mi codziennie dziewczyno, jesteś dla mnie wszystkim. Nieważne jak daleko dojdziemy. Chcę, żeby cały świat wiedział. Chcę cię bardzo, i nie będę tego miała w żaden inny sposób. Nieważne, co mówią ludzie. Wiem, że nigdy się nie złamiemy, bo nasza miłość została stworzona w USA – odpowiadam, wpatrzona w niego.
Podajemy sobie obrączki i zakładamy je nawzajem. Pastor oficjalnie ogłasza nas mężem i żoną.
- Pani Tomlinson - mówi Louis z nie ukrywaną dumą i całuje mnie delikatnie z dużą czułością.
Goście biją brawo i wiwatują. Jestem szczęśliwa.
Miałam niepotrzebne nerwy. Przecież wszystko musiało być dobrze. Uśmiecham się, kiedy mój mąż prowadzi mnie przez kościół.
Jedziemy do domu gdzie wszystko na nas czeka. Tam dopiero przyjmujemy gratulacje i mnóstwo prezentów. Od rodziców Louisa otrzymujemy dom. Dom w Doncaster. Całkowicie nasz.
- To za dużo... poza tym to wasza rodzinna pamiątka.. - mówię niepewnie gdy stoimy we czwórkę.
- Którą przekazujemy wam - mówi Madeline. - Jesteśmy rodziną, Courtney. Teraz czy tego chcesz czy nie, kochanie.
Patrzę na Louisa i przytulam się do jego boku.
- Dziękujemy.
Uśmiechają się do nas i odchodzą. Lou całuje mnie we włosy. Chowa do regału akt własności i wychodzimy do ogrodu.  Zatrzymujemy się jednak na tarasie.
- Ja również mam prezent. Przeprowadzamy się. Nie daleko. Parcela jest większa. Chłopcy będą mieli więcej siedzib.
- Głuptasie... - znów go całuję. Jest niesamowity.
- Lepiej zatańczmy zanim zaciągnę cię do sypialni - mruczy.
Nie potrafię powstrzymać śmiechu. Stajemy na środku parkietu i po chwili zostaje puszczona muzyka. Nasz pierwszy taniec.
Lou całuje moją dłoń, kiedy mu ją podaje i zaczynamy się kołysać. To cudowne uczucie. Jest moim mężem, trzyma mnie w ramionach i sprawia, że mam ochotę żyć by to wszystko trwało.
- Jesteś szczęśliwa? Jest tak jak chciałaś? - uśmiecha się.
- Jest znacznie lepiej - kładę głowę na jego ramieniu.
- Niespodzianka - szepcze mi do ucha.
Po chwili słowa jego przysięgi zostają śpiewane przez specjalnego gościa.
Tym razem nie potrafię się powstrzymać. Łzy pojawiają się w moich oczach by po chwili wypłynąć na policzki.
- Courtney, słońce, nie płacz - prosi cicho.
Kręcę jedynie głową i zarzucam ręce na jego szyję mocno się przytulając. Kołyszemy się wraz z innymi parami, a Ed Sheeran umila nam przyjęcie kilkoma utworami.
Ten wieczór jest magiczny. Przekracza wszystkie moje wyobrażenia i marzenia.
Szampan utrzymuje nasz nastrój. Ludzie, których nie znałam stali się milsi niż myślałam. Naprawdę jest świetnie.
~Louis~
Wiedziałem, że sobie nie odpuści. Musiał przyjechać. Razem z Liamem i jeszcze dwoma chłopakami, przechodzę przez dom i wychodzę. Zayn opiera się o auto.
- Czego tu? - warczę podchodząc do niego.
- Nie jesteś zaskoczony, że tu wjechałem? Popatrz, wpuścili mnie - rozkłada ręce.
- Dowiem się, który to. - zapewniam go na prawdę wściekły.
- Ojej - wywraca oczami. - Mam pomysł. Zawołajmy tu twoją dziwkę. Logan się stęsknił.
- O czym ty pieprzysz? - kim do cholery jest jebany Logan? Co on ma wspólnego z Courtney.
- Ach, nie powiedziała ci. Rozumiem - wzdycha.
Z auta wysiada jakiś brunet.
- Jak to jest być jeleniem, Louis? - Malik kpi, a z samochodu wysiada...Riley.
Nawet nie wiem kiedy strzelam. Pada obok auta nieżywy, a ja celuję w Zayna.
- Co on ma z nią wspólnego? - kiwam na obcego mi mężczyznę.
- Bez nerwów albo i ja wyjmę broń - syczy. Dobrze, że muzyka wszystko zagłusza. - Otóż drogi Logan chodzi z Courtney na zajęcia. Myślisz, że u kogo siedziała, kiedy się pokłóciliście? Chodziła do niego. A co tam się działo zostanie tajemnicą.
- Kłamiesz - wiem, że nie mogła tego zrobić. Powiedziała by mi, a o zdradzie... w ogóle nie ma mowy.
Jest szczera. Poza tym to Courtney. Ufam jej. Nie mogłaby robić takich rzeczy za moimi plecami.
- Skąd tyle wiem? Pomyślałeś, że najbliższa ci osoba może cię wydawać?
- Jesteś idiotą - teraz już wiem, że kłamie. - Mów prawdę żółtodziobie - patrzę na tego całego Logana. Zwariuję zaraz.
- Popatrz, nawet Horan przeszedł na moją stronę - prycha, wskazując na blondyna.
Niall nie patrzy na mnie. Podchodzi do Zayna i wymierza we mnie broń. Malik uśmiecha się, a na jego twarzy maluje się wygrana.
Do czasu. Horan odblokowuje broń i strzela w nogę mulata. Wymija go i staje obok mnie.
- Spierdalać stąd.
Logan chyba nie wie co się dzieje. Ludzie Zayna pomagają mu i szybko opuszczają mój dom. Travis i Liam zajmują się ciałem tego zdrajcy, a ja z mętlikiem w głowie wracam na przyjęcie. Czy ktoś jeszcze chce mi coś powiedzieć? Może to nie był tylko Riley? Courtney zna Logana? Lubi go? Wchodzę na górę do naszej sypialni. Widzę rzeczy pozostawione po przygotowaniach. Szukam jej telefonu.
No gdzie ona go do cholery dała? Jest. Biały iPhone leży na jej torebce. Odblokowuję go znanym chyba wszystkim hasłem.
Wpisuję swoje imię.
Włączam wiadomości i szukam tego Logana. Ufam jej, ale mogła paść próbą manipulacji.
ja mam takie hasło
Dużo tego jest. Pisali praktycznie codziennie i to sporo. Przecieram ręką czoło. Nie mam siły i czasu, aby czytać wszystko.Ten telefon tylko bardziej mnie zdenerwował. Nie Louis spokojnie. Właśnie o to im chodziło. Chcieli namieszać mi w głowie i wzbudzić wątpliwości. Odkładam komórkę. Wychodzę z sypialni. Idę na dół gdzie dopada mnie matka.
- Gdzieś ty znikł? Courtney nie może cię znaleźć.
- Już jestem - obejmuję ją ramieniem i całuję w skroń. - Pięknie wyglądasz mamo.
- Do ogrodu synek. Już - razem wracamy do gości.
Courtney tańczy razem z dziewczynami, kobietami. Biorę kieliszek szampana, rozmawiając chwilę z każdym po kolei.
Niall niby wyluzowany, ale nie spuszcza oka ze swojej żony.
- Zrobiłeś się strasznie opiekuńczy - zauważam.
- Ja? Nie wiem o czym mówisz - kręci głową.
- W ogóle - prycham.
- Zobaczymy jak Courtney zajdzie.
Wypluwam szampana na trawę. Gromię Horana wzrokiem i odstawiam kieliszek.
- No co? - patrzy na mnie rozbawiony.
- Zamilcz - kręcę głową. On jak coś powie to ja zawału dostaje.
Moja żona mnie zauważa i od razu podchodzi.
- Już myślałam, że uciekłeś.
- Ja? W życiu - uśmiecham się do niej.
- Więc gdzie byłeś ponad godzinę?
Nic nie mówię. Przyciągam ją i zaczynamy tańczyć. Zespół gra Stay with me. Podoba mi się ta piosenka.
Nigdy nie przywiązuję wagi do takich pierdół, ale dzisiaj zauważam wszystko. Obracam moją żonę i trzymam w ramionach. Niedługo jedziemy. Ona nic nie wie. Sam wszystko planowałem. Chciałem, żeby miała niespodziankę. Chyba mi się uda. Lecimy do Grecji.
- Kocham cię- słyszę jej melodyjny głos.
- Kocham cię - odpowiadam.
Bawimy się do później godziny. Wszystko jest tak jak powinno. Potem żegnamy się ze wszystkimi. Sam jest naszym kierowcą. Oczywiście Harry leci z nami.
Horana bym nawet siłą nie zaciągnął bo Caroline ma rodzić przed naszym powrotem. Dalej mi kretyn nie powiedział, co będzie mieć. Albo sam nie wie albo...przegram audi. Jeśli to będzie syn, to polegnę.
Siedzimy w samolocie, a Courtney poszła się właśnie przebrać. Nie za bardzo mi to odpowiada. Sam chciałem zdjąć z niej tę suknię. Wyglądała pięknie. Wraca ubrana w krótką, żółtą sukienkę, praktycznie całą zrobioną z koronki. Jej długie nogi świetnie wygląda w zestawie z wysokimi szpilkami.
- One są wygodne? - pytam z ciekawości.
Zabiłbym się po jednym kroku. Naprawdę.
- Wygodne - sprawdza stan swojej fryzury i siada obok mnie.
- Ale jak dolecimy, to zakładasz tę suknię z powrotem - mówię, kładąc dłoń na jej udzie
- Po co? - marszczy brwi.
- Dla zasady - całuję ją w szyję. I jutro też ją ubierze. Mamy sesję ślubną.
- Dobrze kochanie. Ubiorę ją.
- Jesteś taka piękna - mruczę.
Za dużo szampana.
- Mówiłeś - śmieje się głaszcząc moją dłoń.
 Biorę ją na swoje kolana. Całuję i przytulam żonę do swojej klatki. Tak najlepiej. Mieć ją przy sobie. Lot jest długi, więc obydwoje trochę śpimy.
 Przy lądowaniu budzi mnie pisk.
- Grecja!
 - Jezus Maryja - otwieram oczy i rozglądam się nieprzytomny.
 - Jesteś najlepszy - coś mnie atakuje i mocno całuje. No tak. To pewnie Courtney.
 Mruczę coś w jej usta. Uśmiecha się, jest szczęśliwa. I o to właśnie chodziło.
 - Boże, tak bardzo chcę się teraz z tobą kochać - dyszy i znów mnie całuje.
Od razu się rozbudzam.
- Wybacz, kochanie. Musimy wylądować - szepczę.
 Robi smutną minkę, ale nie widzę jej zbyt długo gdyż znowu atakuje moje usta.
Kiedy tylko stajemy przed lotniskiem, podjeżdża wynajęte auto. Harry jedzie za nami drugim samochodem.
Courtney zaczarowana cały czas patrzy przez okno. Zdecydowanie jej się tu podoba.
Obejmuję ją ramieniem i pokazuję jej różne punkty w oddali.
Po godzinie dojeżdżamy na miejsce. Brunetka od razu wyskakuje z auta. Wychodzę za nią. Do domu trzeba wejść po białych schodach, bo jest na szczycie. To nie tak daleko. Grecja była tak budowana. Dziewczyna łapie mnie za rękę i zmusza żebym szedł szybciej. Oczywiście co chwila patrzy czy wszystko jest ze mną w porządku. Jest kochana, ale przewrażliwiona.
- Mam nowe serce, kochanie. Nie męczę się - mówię. Na ostatnim schodku biorę ją na ręce i wnoszę do domu.
Śmieje się głośno, mocno trzymając mojej szyi.
Słyszę, że Sam zostawia nam walizki i wychodzi. Niosę żonę na taras.
- Ale tu ślicznie..
Obejmuję ją od tyłu. Słońce właśnie zachodzi.
Jestem z siebie cholernie dumny. Udało się. Jest tak jak planowałem.

Mam zamiar kochać się z moją żoną cały wieczór, całą noc i cały dzień. Aż nie padniemy z wysiłku.

15 komentarzy:

  1. Nareszcie! Nie mogłam się doczekać ich ślubu, a oto jest! Świetnie opisy. Jest wręcz idealny. Czekam na kolejny rozdział zniecierpliwiona <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni są tacy słodcy on jest taki kochany matko 😍😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm.. Prowadzisz recenzowisko - tam oceniasz i krytykujesz innych. A zobacz na ten rozdział - prędkość akcji jest tak szybka, że ciężko się połapać; sex, sexowna? Serio? Pisz po polsku - seks to naturalne słowo. Szczerze mówiąc ten rozdział jest bardzo amatorski. Akurat po Tobie spodziewałabym się czegoś lepszego. Najpierw popracuj nad sobą - potem poprawiaj innych.
    Tyle w temacie.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że tak będzie i zgadzam się z tobą. Ale widzisz, to jest ff pisane po prostu na telefonie z przyjaciółką, kopiowane i dodawane. Zadnych poprawek i starania się przy opisach. Kiedy wejdziesz na Pianistę lub 365 Days, zobaczysz różnicę. Nie będę tłumaczyć tego setny raz. Jeśli chcesz mnie oceniać, to przeczytaj tylko MOJE opowiadania.

      Usuń
    2. Kochana, po to są komentarze aby oceniać rozdziały.

      Usuń
    3. Wciąż się nie rozumiemy. Jeśli chcesz oceniać mnie, czytaj moje blogi. Skoro recenzuje i moje recenzję są dobre, to jednak muszę się znać.

      Usuń
  4. Za słodko xd ale i tak mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Ślub i wesele niesamowite, a ich przysięgi >>>>
    Uwielbiam!
    Do następnego - @zosia_official :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy <33
    http://walcz-o-to-co-kochasz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo ❤❤❤❤❤❤❤ juz się nie mogę doczekać następnego :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudo ❤❤❤❤❤❤❤ juz się nie mogę doczekać następnego :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Aww ale oni są słodcy 😍❤❤

    OdpowiedzUsuń