-
Które auto do cholery? - pytam choć znam odpowiedz bardzo dobrze.
-
Auto Courtney. Niall nie mógł zapanować nad samochodem, kiedy okazało się, że
hamulce są przecięte - mówi zdenerwowany.
Wkurwiony
uderzam pięścią w ścianę. Nie panuję nad sobą. Jestem przerażony, ale i zły.
Nie wiem, co się dokładnie stało. Nie wiem, czy Courtney nic nie…Jezus. A jeśli
tak, to nie wiem, co zrobię. Jakiś pierdolony wariat próbuje mi ją odebrać,
zniszczyć, zabić. Kto i po co?! Dlaczego? Co ona zrobiła?
-
Co z nimi?
-
Mercedes wjechał w audi Liama, nie mogąc zahamować. Liam zatrzymał się w rowie
i na razie nie wygląda to ciekawie. Zaraz będzie tu policja.
-
Świetnie, świetnie kurwa - chodzę wściekły od ściany do ściany.
Rzucam
telefon na kanapę. W mojej głowie wszystko się kotłuje. Staram się znaleźć
szybkie rozwiązanie. Kurwa no, muszę tam jechać.
Biegnę
na górę, aby przebrać się w, to czego nie noszę. Wszystko wszystkim, ale kurwa małą jest
najważniejsza i muszę się upewnić że nie stało się nic poważnego.
Wsiadam
na motor i jadę przed siebie. Daleko nie mogli pojechać. A wypadek będzie
widoczny.
Całą
drogę błagam w myślach, żeby tylko była cała. Na miejscu rzucam motor i szybko
szukam jej wzrokiem.
Na
głowie mam kaptur, bo dobrze wiem, że radiowozy już jadą. Nie zamierzam wpaść.
Podbiegam do samochodu wgniecionego w tył drugiego.
Zarówno
Niall jak i Courtney są nieprzytomni. W drugim aucie nikomu nic szczególnego
się nie stało
Jak
słyszę te jebane syreny, to mnie krew zalewa. Wyciągam Nialla na trawę. Wołam
któregoś z chłopaków. Sam biorę Courtney na ręce i ulatniam się w jakąkolwiek
stronę. Na czole ma rozcięcie. Krew zdążyła zaschnąć.
-
Obudź się, słyszysz? Obudź się - syczę przez zęby, mając jeszcze siły by biec.
Nie
reaguje leżąc w moich ramionach kompletnie bezwładnie. Kiedy jestem dosyć
daleko, kładę ją na trawie. Dzwonię po pogotowie. Znam ulicę, widzę, gdzie
jesteśmy. Muszą jej pomóc. Gdy przyjeżdżają, jadę razem z nimi. Boje się ją
zostawić.
Siedzę
pod ścianą karetki i patrzę na nią nieobecnym wzrokiem. Myślami jestem przy
tym, co będzie jeśli się nie obudzi i co zrobię temu, kto jest winny. Nie
zabiję. Zabicie byłoby za proste, za łatwe. To będą tortury. Tylko...tylko go
znajdę. A znajdę na pewno.
Przecieram
twarz dłońmi i poprawiam kaptur. Lekarz co chwila sprawdza coś na monitorze.
-
Stan nie jest stabilny. Musimy wprowadzić panią Evans w śpiączkę. - odzywa się
mężczyzna czekając na moją zgodę.
-
Róbcie co musicie - mówię sucho. Dojeżdżamy do szpitala. Zabierają ją na salę.
Skoro
właśnie to ma jej pomóc to niech robią. Byleby z tego wyszła. Wyciągam telefon
i dzwonię do Harryego. Muszę wiedzieć co z moimi ludźmi. Styles wszystko mi
streszcza. Wychodzi na to, że wszystko idzie w miarę dobrze.
-
A co z Niallem? - pytam.
-
Połamane żebra i wstrząs mózgu. Jednak go ma.
-
W którym jest szpitalu?
-
Świętego Augustyna. - mówi i słyszę jak kogoś opieprza.
-
Nie mogę tam pojechać. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Wszystko jest w twoich
rękach, Harry. Mówiąc wszystko, mam na myśli wszystko.
-
Kumam. Jakby co będę dzwonił.
-
Tylko wtedy jak będzie źle. - chowam telefon i siadam na krześle.
Martwię
się. Czuję się kompletnie bezradnie. Siedzę i patrzę się w ścianę. Mam tyle
problemów. Czuję ciężar na ramionach. To co spoczywa na moich barkach nie jest
łatwe. Courtney w śpiączce to ostatnia rzecz o jakiej mogłem myśleć. Nie
spodziewałem się...To wszystko jest pojebane. Tak mocno pojebane. Będzie leżeć
na tym łóżku niczego nie świadoma, nieprzytomna. Usłyszy? Nie wiadomo. Obudzi
się? Oby tak. Nic mnie nie obchodzi. To ona jest najważniejsza. Tylko ona. Nie
wyobrażam sobie swojego życia bez niej. Teraz gdy choć na nią spojrzę wzbiera
się we mnie straszna złość.
Lekarz,
pielęgniarki, salowe w końcu wychodzą z niedużej sali. Irytująca lampa bzyczy
nad moją głową. Staram się skupić na Courtney. Oddycha sama? Nie. To chyba
jedna z maszyn stojących obok. Ten widok mnie mdli. Łapię ją za rękę. Jest
mała, delikatna i krucha.
Tym
razem nie jest również tak przyjemnie ciepła jak zawsze. Jej temperatura jest
znacznie mniejsza od mojej. Skóra dziewczyny jest nieprzyjemnie blada.
-
Spróbuj mnie zostawić, a pożałujesz - mówię cicho. - Rozumiesz? Jasne, że
rozumiesz. Na pewno słyszysz. Musisz. Przepraszam. Wiem, zawaliłem. To moja
wina. Ale błagam, ze wszystkich kar dla mnie, wybierz inną i nie odchodź. Bo
nie możesz. Bo cię potrzebuję. Bo wiem, że mimo wszystko, mimo tego co mam, nie
dam rady. Dziwne, prawda? Powinienem być silny z władzą. Ale po co mi ona,
skoro nie miałbym ciebie?
Naprawdę
wierzę, że mnie słyszy i wysłucha. Że postara się ze wszystkich sił jakie jej
pozostały. Całuję jej knykcie i zamykam oczy, przełykając ślinę. Nigdy nie
czułem się gorzej. Nigdy. Zabijałem i nie miałem wyrzutów sumienia.
-
Panie Tomlinson - do sali wchodzi pielęgniarka z dwoma policjantami.
-
Słucham? - odwracam się do nich z kamienną twarzą.
-
Chcieliśmy porozmawiać z panem o wypadku.
-
Nie byłem świadkiem wypadku, więc nie będę składać zeznań.
-
Jednak to pan wezwał pogotowie do pani Evans.
-
Ale przy wypadku mnie nie było. Proszę pytać świadków. Poza tym to moje auto
zostało wmanewrowane w to. Było sprawdzane jak każde. A jednak ktoś podciął
hamulce.
Mężczyźni
wszystko spisują i zabierają mnie na komisariat żebym złożył oficjalne
zeznania. Zmyślam jakąś bajkę. Taką w którą mogą uwierzyć i wychodzę.
Skoro
jestem już w drodze to jadę zobaczyć co u Nialla. W końcu to mój przyjaciel i
świetny pracownik. Też żałuję, że mu się coś stało. Mam jednak nadzieję, że
ojciec powstrzyma się od komentarzy. Bo to już będzie dla mnie kolejny gwóźdź
do trumny.
Wchodzę
do szpitala. Rozglądam się i trafiam na drugie piętro, gdzie widzę Trevora i Travisa
oraz Caroline. Podchodzi do mnie i uderza w twarz. Okej, tym razem jej pozwolę.
Narzeczona Nialla patrzy na mnie bez słowa, cała zapłakana.
-
Będzie dobrze - mówię słabo.
-
Nie wiesz tego - odzywa się znów podchodząc do szyby.
Podążam
za nią i widzę Nialla w tej samej sytuacji, co Courti. Zaciskam usta w wąską
linię.
-
Wiem, Caro. Znam go lepiej niż ty i możesz mi zaufać, że skurwysyn jest zbyt
silny, aby się z tego nie wybudził - zapewniam ją.
-
Obyś miał rację.. - szepcze drżącym głosem. Siedzę tam godzinę.
Nie
rozmawiamy. Jedyne co, to trochę ją uspokajam i kupuję kawę. Proszę Trevora,
aby zawiózł ją do domu, a mnie z powrotem do szpitala Courtney.
Tam
mijam się z jej lekarzem w drzwiach.
-
Co z nią? - pytam, zatrzymując go.
-
Jest lepiej. Organizm walczy.
-
Lepiej - prycham i omijam mężczyznę, wchodząc do środka.
Całą
noc spędzam na krześle przy łóżku małej. Nawet natrętna pielęgniarka nie
zdołała mnie stąd wyrzucić.
O matko oby się niedługo wybudziła świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCholera, przeczuwałam że to będzie auto, którym jechała Courtney. Oby szybko się obudziła :) No i Niall oczywiście też musi z tego wyjść.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kto tak się uwziął na Lou i robi to wszystko.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Jeśli Courtney lub Niallowi się coś stanie to obiecuje, że znajdę tego ppjeba który to zrobił i osobiście zatłukę...
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Jezu jezu
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Courtney i Niall się wybudza i ze będzie z nimi wszystko w porządku
A Louis zalatwi tego kto im to zrobil
Życzę weny i do następnego
OMG! Ten rozdział jest djsfsdfsdfsdsafn
OdpowiedzUsuńO ja pier.... Rozdział mega zajebisty . Mam nadzieję że Courtney i Niall wybudzą się z tych śpiączek, a Lou dorwie suki.syna który to zrobił. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńBolg normalnie cudowny a rozdział genialny już nie mogę się doczekać dalszej części tej historii ;)
OdpowiedzUsuń/A
Rozdział naprawdę ciekawy ! Ten wypadek...cholera, kto to zrobił? Kto chce zabić Courtney?! Kto tak bardzo nienawidzi Tomlinsona?!
OdpowiedzUsuńBiedny Niall, też mi go strasznie szkoda. I Caroline, biedulka...
Woooow ale sie zrobilo ciekawie,ja chce zeby oni juz z tego wyszli noo jak najszybciej,czekam na nn :) @nxd69
OdpowiedzUsuńAkcja dzieje się naprawdę szybko, przez co odrobinę trudno nadążyć za całą fabułą opowiadania, ale pomimo tego ma w sobie coś, co różni się od innych, dlatego na pewno będę kontyunowała czytanie.
OdpowiedzUsuń