środa, 29 lipca 2015

Rozdział 7

<3
Pierwszy wieczór kiedy oboje z Courtney jesteśmy już w domu. Chłopcy właśnie pojechali sprawdzić podejrzany budynek za miastem.
Mają dzwonić do taty. Ja dzisiaj jestem zajęty. Wiem, że mamy problemy, ale wyjątkowo próbuję się odizolować.
- Kocham ten dom. Tak się za nim Stęskniłam. - chodzi już drugą godzinę po tarasie i przeżywa.
- Dom też za tobą tęsknił - zapewniam ją. Będę mógł w końcu spać w sypialni, bo w ciągu ostatniego miesiąca za łóżko służyła kanapa. Na chwilę, ale i tak rzadko.
- Na pewno - odwraca się i z uśmiechem mnie całuje.
Obejmuję ją, oddając pocałunki. Moja piękna. - Ktoś musi zadbać o ogród - przypominam jej.
- Zajmę się tym zaraz rano. Nie mogę Patrzeć jak bardzo go zaniedbaliście w tak krótkim czasie.
- Nie mieliśmy czasu na to wszystko - wzdycham. Sadzam ją na krześle. - Teraz jedz.
- Nie chcę więcej. - odsuwa od siebie talerz.
- Musisz jeść. W szpitalu miałaś marne posiłki. Zresztą większość w kroplówce.
- I dobrze, przynajmniej trochę schudłam. - podnosi bluzkę pokazując mi brzuch.
- Byłaś chuda - gromię ją wzrokiem.  - A ja nie zamierzam spać z wieszakiem.
- Mam tłuszczyk - broni się.
- A ja jestem baletnicą - wywracam oczami i dopijam wino.
- Seksowną baletnicą.
Kręcę głową. Nie jest gruba. Zamierzam pilnować, aby się dobrze odżywiała. Wreszcie w domu będzie ta radość i energia. Kończymy kolację i Courtney odnosi talerze wracając z garścią czereśni. No tak. Oczywiście. Pewnie. Ale nie będę jej żałować. Skoro już tak bardzo chce i je kocha. Niech je.
- Smaczne to wino - siada obok mnie i czyta etykietę na butelce.
- Może być. To gdzie chcesz pojechać? Już i tak długo nie było cię na zajęciach.
- Tak. Moje studia raczej nie mają dużych szans na przetrwanie.
- Spokojnie. Odrobisz to - biorę jej dłoń i całuję. - To gdzie?
- Może góry? Drewniany domek, a za oknem warstwy śniegu.
Patrzę na nią przez chwilę. Jeśli tylko tak chce, tam pojedziemy.
- I tylko my dwoje.. - kończy rozmarzona.
Uśmiecham się i pochylam. Niekoniecznie tylko my dwoje, ale o tym nie musi wiedzieć. Niestety nie ruszymy się bez ochrony, więc Harry będzie musiał się przebrać. 
- Weźmiesz kąpiel - mówię, biorąc ukochaną na ręce. W drodze na górę, zsuwam z jej stóp szpilki.
- Nie dźwigaj mnie. - piszczy.
- Dlaczego? - pytam zdziwiony.
- Nie wolno ci się męczyć. - przypomina mi.
- Daj spokój. To jest nieuniknione. A to, że cię zaniosę to żaden wysiłek - stawiam dziewczynę na kafelkach w dużej łazience. Włączam wodę, a ona wypełnia kwadratową wannę. Rozpinam niebieską sukienkę Courtney.
Wyciąga ręce z materiału i ten opada na ziemię wokół niej.
- Piękna jesteś, misiu - całuję ją po szyi. Jej ciało jest takie gorące. Kurwa. Każdy nerw pragnie właśnie jej. Mojego anioła. W środku aż wrze z emocji.
Wszystko potęguje tęsknota. Bardzo długo, jak na nas, nie byliśmy razem. To nie jest łatwe. Przesuwam rękoma po biodrach dziewczyny. Nie może się męczyć. Nie chcę ryzykować. Ale po prostu czuję jak wszystko w niej mnie do siebie wola. To cholernie trudne. Jest taka perfekcyjna. Ma gładką, jedwabną skórę. Długie, pofalowane włosy opadają na jej ramiona i plecy.
- Może wejdziesz we mn.. ze mną? - poprawia się szybko. Chyba jej myśli były podobne do moich.
- To byłoby zbyt kuszące - mruczę tuż za jej uchem.
- No dobrze - wzdycha.
- Teraz to - rozpinam stanik.
- To teraz...- robi kilka kroków do przodu i odwraca się. - Poczekasz w sypialni?
- A gdzie mam czekać? - pytam ironicznie. Całuję ją w nos. Idę na dół, gdzie myję zęby. Wreszcie w domu.
Intryguje mnie tylko dlaczego w ogóle nie wstydliwa Courtney nie chciała zdjąć przy mnie majtek. Dziwię się, bo przecież sama proponowała mi wspólną kąpiel. Czyli widziałbym ją nago.
Skołowany zmierzam do naszego pokoju. Otwieram okno i kładę się na łóżko włączając telewizor. Dzisiaj się wyśpię. Jestem trochę ciekaw jak sprawy z tym budynkiem. Chyba nie ma straconych komplikacji skoro nikt nie dzwoni.
Telefon czysty więc go odkładam i skupiam na końcówce meczu. Amerykanie przegrywają z Polską. Coś im ostatnio nie idzie. Przynudzają. Orientuję się, że co chwila przysypiam.
Courtney wchodzi godzinę później, kiedy ja już praktycznie śpię. Słyszę tylko drzwi i jej kroki. Może i lepiej, że nie widzę. Pewnie jest nago.
- Wstydzisz się mnie? - pytam w poduszkę.
- Ja? Nie bardzo - chichocze.
- Okej - poprawiam się i wiem, że kilka sekund później odpływam.
Rano budzi mnie moja dziewczyna. Gdy otwieram oczy pierwsze co widzę to Courtney w bieliźnie w nogach łóżka. Nie wygląda na zadowoloną.
- Kotku? - mówię zaspany. Martwi mnie jej mina.
- Musimy porozmawiać - mówi stanowczo i kładzie ręce na biodrach.
- Co się stało? - siadam i patrzę na nią uważnie.
- Któryś z twoich... Kolegów, wniósł do domu to - pokazuje na moją broń. Szlag. Zapomniałem o tym wczoraj.
- Mówiłem ci, że mamy broń. Dla bezpieczeństwa. Gdyby ktoś chciał mnie zaatakować - wyjaśniam spokojnie.
- I dlaczego jest na niej krew?
Wstaję z łóżka i podchodzę do dziewczyny. Nie mam siły. Nie chcę ciągle kłamać. - Wszystko ci wyjaśnię. Ale nie dziś.
- Co mi wyjaśnisz? - pyta kompletnie zaskoczona moją reakcją.
- Wszystko ci wyjaśnię. Zaufaj mi, proszę - patrzę w jej oczy.
Jej wargi są lekko rozchylone, a rysy zdecydowanie lżejsze. Zamagnetyzowana moim wzrokiem kiwa głową.
Całuję ją w usta na uspokojenie. To długi, powolny pocałunek. Całkowicie odpływa pod urokiem. Jej słabość do mnie wiele razy ratowała mi skórę. Tym razem też tak jest. Nie mogę jej powiedzieć. Niestety jeszcze nie teraz. Musi być gotowa. Wierzę, że kiedyś to zrozumie i mi wybaczy. Przejeżdżam palcami po jej nagim ramieniu. Czuję, jak powoli zapomina o całej sprawie. Dyskretnie biorę pistolet z jej łapki.
- Spakuj się - szepczę do jej ucha. - Domek. Ty i ja. Okej?
- W porządku.. - przejeżdża palcami po moim torsie i wymija mnie żeby zrobić to o co proszę.
Chowam pistolet i wypuszczam powietrze z ust. Sytuacja opanowana. Całe szczęście. Zostawiam malutką i idę na dół.
Jem coś na szybko i karze przygotować samolot.
- Co z tym budynkiem? - pytam Nialla, odbierając kawę od Gabriell.
- Nic tam nie było. Nie wyglądało, żeby ktokolwiek był od co najmniej kilku lat.
- Szukać dalej. Styles! - wołam kolejnego do siebie.
- Pojechał znaleźć kasety z monitoringu obok tej ruiny.
- Potrzebuję go. Ciebie nie wezmę. Masz Caroline. A dla niego mam wycieczkę życia.
- Coś słyszałem - uśmiecha się.
Kiwam głową i piję kawę. Idę na górę. Też się muszę spakować. W końcu zimno będzie. Co za nowość.
Courtney jest już prawie gotowa. Nawet się ubrała. Co robi tylko w ostateczności. Na prawdę.
- To teraz ja - podaję jej kubek i wchodzę do garderoby.
Przy okazji wysyłam Harremu potrzebnego smsa. Niech się zorganizuje. O dwunastej jesteśmy na lotnisku. Prowadzę ukochaną do samolotu. Wita nas obsługa.
Dziewczyna jak zwykle jest bardzo uprzejma i gromi mnie wzrokiem za każde zdanie które uważa za niegrzeczne. To są pracownicy. Płace im żeby znosili mnie bez zająknięcia. ak mają problem, to do widzenia. Nie zamierzam być miły, nie znam ich i nie lubię. Zajmujemy miejsca naprzeciw siebie w fotelach obitych beżową skórą.
- Więc? Jakie masz tu rozrywki? - pyta brunetka zaledwie po kwadransie lotu.
- Rozrywki? - przejeżdżam palcami po dolnej wardze. - Chcesz się czymś zająć rozumiem? Możemy zagrać w karty. Lub też mogę zobaczyć co masz pod sukienką.
- Mogę ci powiedzieć - proponuje z promiennym uśmiechem.
- Wolę zobaczyć na własne oczy - odpowiadam, pokazując palcem, aby podeszła.
Wstaje i boleśnie wolno zajmuje miejsce między moimi nogami. Dotykam jej policzka. Powoli wodzę palcami po delikatnej skórze. Przesuwam opuszki na szyję dziewczyny. Przechodzi ją dreszcz. Przymyka powieki i wplata palce jednej dłoni w moje włosy.
Jest taka rozkoszna. Znów zupełnie pod moim wpływem. Zamienia się w moją kotkę tak cudownie mrucząc. Uwielbiam ten dźwięk. Zsuwam ramiączka jej sukienki w ogóle się nie śpiesząc. Mamy dużo czasu. Ma na sobie inną bieliznę niż dziś rano. Co jak co, ale akurat do tego mam dobrą pamięć.
- Szybka zmiana dekoracji? - unoszę brew.
Biorę w dłoń jej pierś i wolnymi ruchami masuję. Od razu się rozluźnia, a jej twarz wyraża błogi spokój. Nie mogę się powstrzymać. Zaczynam ją zachłannie całować. Kładzie dłonie na mój tors i stara się delikatnie odepchnąć. Przynajmniej pokazać mi że chce to zrobić.
- No co? - pytam, odsuwając się.
- Nie wolno ci - mówi, a raczej dyszy po tak długim pocałunku.
- No nie żartuj - mówię rozbawiony. - Nie dostanę zawału.
- A jeśli tak? Lo,u ja się martwię..
Biorę jej twarz w dłonie i patrzę w oczy. Jest kochana. Tyle, że ja nie mam pięćdziesięciu lat. Po prostu byłem przemęczony. Courtney kładzie dłonie na moje i gładzi moją skórę. Uśmiecha się czule.
- Dobrze się czuję - zapewniam ją. - Nie stanie mi serce podczas seksu, nawet jakbyś bardzo próbowała.
- Nie mam zamiaru próbować - chichocze, ale stara się spoważnieć. - Lekarze mówili żebyś unikał stresu i wysiłku.
- Dam sobie radę - zakładam kosmyk włosów za jej ucho.
- Ale to wysiłek.. - jęczy przeciągle sama rozdarta.
- Niewielki - przesuwam palcami po jej udzie.
- No wiesz... - teraz się obrusza i zakłada ręce na piersi.
- Wybacz, ale to jest samolot. Nie mamy dużego pola do manewru.
- Jakbyś chciał to byś się postarał - odwraca się do mnie plecami - On nie ma pola manewru - marudzi pod nosem. Jej się nie da zrozumieć.
- To nie - mówię. - Radź sobie palcami - zabieram ręce z jej ciała.
- Ty też - stara się brzmieć tak jak ja, ale kompletnie jej nie wychodzi.
- Żadna nowość - prycham.
- Co takiego?! - odwraca się wzburzona.
Próbuję się nie roześmiać. Rzeczywiście mi jej brakowało. Pod każdym względem.
- Nie było cię miesiąc, a ja chodziłem taki spięty.
- Naprawdę? - od razu mięknie i patrzy na mnie ze współczuciem.
Jest kobietą idealną pod tym względem. Nigdy nie odmawia, uważa, że to jej, przyjemny bo przyjemny, ale obowiązek zaspokoić mnie jak tylko może. Każdy o takiej marzy, a ona jest właśnie moja.
Uśmiecham się do niej lekko i kiwam głową.
- Ale to nie było to, co przeżywam z tobą. Przecież wiesz. Tęskniłem za tobą i za twoim ciałem.
- Mój biedny misio.. - podchodzi i głaszcze mnie po policzku. - Przepraszam..
- Nie masz za co, wiesz to - sadzam ją na swoich kolanach i przytulam.
- Ale powiesz jak będzie coś nie tak? Obiecujesz?
- Obiecuję - mówię jej do ucha.
Kiwa głową i zmusza mnie żebym się oparł. Sama siada na mnie okrakiem i znów całuje. To już mi się bardzo podoba. Jej usta są miękkie, ale bardzo zachłanne. Tym razem biorą moje w posiadanie.
Po chwili orientuje się o co chodzi. Chcę być na górze żebym mniej się zmęczył. Boże, co za dziewczyna...
- Hm, czyli będziesz mnie dziś ujeżdżać w naszym samolocie? - mruczę, rozpinając stanik brunetki.
- Boże Louis... - mówi robiąc się czerwona.
- Tak, kochanie?
- Myślę, że gadanie zabiera zbędną energię.
- To się rozbieraj.
Mamrocze coś tylko pod nosem i wstaje pozbywając się majtek, które jako jedyne były jeszcze na jej ciele.
Rozpinam spodnie i sięgam do portfela. Wyciągam gumkę. Nie sądzę, aby zaczęła brać tabletki.
Po chwili klęka po obu stronach moich nóg. Przygryza wargę i delikatnie obejmuje moją męskość żeby powoli się na nią opuścić. O kurwa. Jak ja dawno w niej nie byłem. Obejmuje mnie tak idealnie.
Wtula twarz w moją szyję, a rękami obejmuje tors. Przytula się jak małpka.
Porusza biodrami. Wypełniam ją do samego końca. Zamykam oczy, wzdychając zapach jej miękkich włosów.
Z czasem trochę się męczy więc łapie jej pośladki i pomagam wrócić do poprzedniego tempa.
- Patrz mi w oczy - mówię, kiedy zaczyna dochodzić.
Odpycha się rękami i podtrzymuje tak, że nasze oczy są dokładnie na przeciwko siebie. Spojrzenie ma zamglone orgazmem, przyjemnością. Przygryza wargę. Mam jednak nadzieję, że będzie cicho...Oczywiście. Po co się łudziłem.
Każdy na pokładzie właśnie się dowiedział, że Courtney Evans szczytowała. Dochodzę chwilę później, ale znacznie...znacznie ciszej.
Brunetka muska moje usta i na nowo układa się wygodnie na mojej klatce.
- Courtney? - przerywam ciszę.
- Hm..? - mruczy leniwie.
- Wiesz, że jestem starszy. Dlaczego ja?
- Bo jesteś bogaty - zawsze mi tak odpowiada. Nienawidzi tego pytania, nie wiem dlaczego.
- Jestem ciekawy - jeżdżę palcami po jej kręgosłupie. - Chcę wiedzieć.
- No bo cię kocham. Nie wiem dlaczego konkretnie. To twoja całość. Kocham całość.

Już nic nie mówię. Podnoszę jej podbródek i delikatnie ją całuję, na co się uśmiecha.

10 komentarzy:

  1. O boże, co to był za rozdział
    Courtney nareszcie już w domku.Z resztą Louis też.
    A ta scena...czy oni serio się bzykali w samolocie? Haha, no nie wierzę. Są genialni!
    Jejku, jestem bardzo ciekawa, kiedy Lou jej powie o swojej drugiej stronie. Myślałam, że zrobi to, gdy Courtney znalazła pistolet, ale rzeczywiście szybko mu uległa, a Louisowi znowu się upiekło. Tak czy inaczej kiedyś będzie musiał jej o tym powiedzieć i jestem bardzo ciekawa, jak ta rozmowa będzie wyglądać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się ze wszystkim z moja poprzedniczka amelia jane xd
    Dobrze mówisz siostro :)
    Rozdział jak zawsze świetny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham❤. Nie mogę uwierzyć że bzykneli się w samolocie. Czekam na next ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze genialny!
    Też jestem ciekawa kiedy Lou jej wszystko powie i jak będzie ta rozmowa wyglądać.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze cudowny! *_*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudownyyy Kocham Courtney jest swietna :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwww jaki cuuuudowny*_____* ale on potrafi wybrnac z sytuacji :D a do tego tak koncowka no bomba @nxd69 xd

    OdpowiedzUsuń