-
Bo kurwa nie znacie się na robocie kurwa! - zrzucam ze stołu plany. Wszystko
było idealnie przygotowane. Cały spisek. Wszystko wliczone. Każda mini sekunda.
Ile potrzeba na co. Spieprzyli jedną sprawę. Jedną jebaną sprawę i akcję szlag
bierze. Trzy miesiące planowania. Nie no to idzie się z mostu skoczyć. Łapię
butelkę Danielsa i rzucam w okno. Szkło rozbija się na kawałki. Mam to w dupie.
Jestem wściekły jak cholera. Co za... brak mi słów. Siadam w fotelu i
przecieram oczy starając się choć trochę uspokoić. Mój ojciec zaraz tu wparuje.
Oczywiście, że tak. I zacznie mnie opierdalać. Nie umiesz utrzymać gangu w
ryzach. Nie umiesz dopilnować spraw. On to mnie dopiero potrafi wyprowadzić z
równowagi dosłownie w jednej chwili. Jest specjalnie uzdolniony jeśli o to
chodzi.
-
Junior - słyszę w drzwiach. No jasne. Jakże by inaczej. Mówiłem? Mówiłem. - Co
jest do kurwy nędzy? Czemu Harry boi się mi drzwi otworzyć? Co żeście
spierdolili?
-
Błagam.. - biorę głęboki oddech i nawet na niego nie patrzę. -.. po prostu
odpuść.
-
Mów, Louis - warczy i siada na swoim miejscu. Reszta od razu wychodzi. -
Dzisiaj jest dziesiąty. Zaraz przyjadą ludzie od transportu łupu. Masz dwa dni
do akcji.
-
Wiem kurwa. Coś wymyślę - staram się skupić na tym wszystkie swoje myśli.
Nienawidzę gdy się wpieprza w moje interesy. Zwłaszcza gdy ma rację.
-
Daj sobie pomóc - nalega.
Zaraz
go rozszarpię. Nie jestem dzieckiem. A on ciągle próbuje dać mi do zrozumienia,
że jest lepszy. Wzdycham i naciskam guzik telefonu.
-
Wezwijcie szklarza - mówię i wstaję. - Tato, pojedz sobie na Majorkę z mamą i
daj mi spokój. Dziękuję bardzo - wychodzę z sali obrad. Przechodzę pół domu i
wchodzę do salonu.
Tak.
Cudowna cisza, spokój i teren wolny od mojego ojca, przynajmniej na chwilę. Opadam
na kanapę i zamykam oczy. Ja jestem spokojny. Jestem spokojny. Nic mnie nie
denerwuje. Zycie jest piękne.
-
Cześć - widzę przed swoją twarzą, twarz Courtney do góry nogami. Całuje mnie i
czuję, że jak zwykle jadła czereśnie. Oczywiście jak zawsze wciska mi ze swoich
ust do moich pestki żeby mi dokuczyć.
-
Pfu - wypluwam to na rękę. - Idź zrób dwa kółka wokół domu. Jak wrócisz, to
będę mógł rozmawiać. Nie za krótka ta bluzka? - ciągnę za materiał.
-
Nie za kwaśna ta mina? - przeskakuje oparcie i ląduje, dosyć boleśnie, na moim
brzuchu.
Jęczę
głośno. Ona mnie wykończy. Oni wszyscy chcą, żebym zwariował. Poważnie. Na
spadek liczą.
-
Proszę, tak lepiej? - pyta obciągając swoją bluzkę tak, że teraz cycki wylatują
jej z dekoltu. Jak zwykle chcę ściągnąć na siebie moją uwagę. Mam wrażenie, że
ona usycha gdy widzi, że nie zwracam na nią tyle uwagi, ile by chciała.
-
Na górę po normalną koszulkę - klepię ją w tyłek. - Chyba nie chcesz, żebym
każdemu tu powydłubywał oczy. Ty nawet jak masz okres, jesteś szczęśliwa. Takim
to się trzeba urodzić, skarbie.
-
Czereśnie mi się kończą - jej głos zmienia się w służbowy, a mina poważnieje.
-
Więc wyślij kogoś do sklepu - kładę ręce na jej biodra.
-
Głuptasku, o tej porze roku nie ma w sklepie czereśni - wiec dlatego się tak
łasi. Znowu mam jej sprowadzić ten durny owoc nie wiadomo skąd.
-
Nie wolisz jabłek? - patrzę na nią uważnie. Widzę jak się krzywi. - Na pewno
nie?
Robi
słodkie oczka, Przygryza paznokieć i kręci głową.
-
A mogą być wiśnie? Będą z Japonii - zamykam oczy, aby jej urok na mnie nie
działał.
-
To ja następnym razem też się zapytam. Mogą być kalesony zamiast koronki? Będą
z Victoria's Secrets.
-
Przecież wiśnia i czereśnia to to samo - mówię zdesperowany.
-
Wcale nie.. - mruczy smutna wtulając się w moją szyję.
-
Wyglądają podobnie - stwierdzam, poddając się. Do salonu wchodzi mężczyzna w
roboczym stroju i Harry cały na czarno. - Sala na końcu - mówię. - Szyba ma być
dziś wstawiona.
Styles
kiwa głową śmiejąc się z tego co widzi. Courtney Niewzruszona nadal mruczy jak
kotka przy moich uchu. To jest uciążliwe. Muszę jej pilnować bo obecność
chłopaków nie szczególnie przeszkadza jej w chodzeniu w samej bieliźnie po
domu. Nie wspomnę już o wracaniu z łazienki nago, bo jak tłumaczy... Inaczej
się spoci. Ja rozumiem, że się nie wstydzi, ale do jasnej cholery nie będą ją
oglądać inni. A przypadkiem mieszka tu kilku samców. Kilkunastu. Może w innych
częściach domu, ale tu też przebywają. Jej beztroskość czasem mnie przerasta.
Naprawdę.
-
Liam - wołam pracownika. - Zamów skrzynię czereśni. Najlepiej na cito.
-
Dwie.. - szepcze mi brunetka do ucha. Czuję, że ledwo powstrzymuje się od
uśmiechu.
-
Jedną i nie licytuj się ze mną - ciągnę za kosmyki jej włosów.
-
Czemu nie dwie? - pyta oburzona i prostuje się. Była pewna, że od razu pójdę
jej na rękę.
-
Bo czereśnie robią się ważniejsze ode mnie - siadam tak że opiera się o mój
tors. - A teraz ja chcę kurwa lody. Z bitą śmietaną. I truskawkami. I nie wiem
co jeszcze, ale coś z cukrem co mnie uspokoi.
-
Ja mam dużo cukru - na nowo się uśmiecha. - A jak chcesz to mogę być i w
śmietanie i z truskawkami.
-
O, bardzo ciekawa propozycja. Podoba mi
się - mówię zainteresowany.
-
Liam jednak dwie! - krzyczy posyłając mi niewinnie spojrzenie. - Jesteś
najważniejszy, misiu - daje mi długiego całusa.
Oddaję
pocałunek w taki sam sposób. Odgarniam włosy z jej słodkiej buzi.
Najpiękniejsza.
-
Więc masz już dzisiaj wolne? - pyta przy moich wargach.
-
Nie wiem czy na długo. Muszę posprzątać po tłumokach - przejeżdżam palcami po
jej szyi.
-
Mogę pomóc. Lubię ci pomagać. Bardzo, bardzo, bardzo lubię.
-
W tym nie masz jak - podnoszę się. Oplata nogami moje biodra.
-
A co z tym twoim cukrem? W tym mogę pomóc? - pyta.
-
W tym tak - poprawiam ją sobie.
-
Lubię ci pomagać - powtarza zadowolona.
Kręcę
głową. Ona jest zawsze chętna. Zawsze ma dobry humor. No takiej kobiety jeszcze
nie miałem. Niosę ją na górę.
Ona
w tym czasie odpina guziki mojej koszuli. Jej zgrabne paluszki nigdzie się nie
spieszą.
-
Jesteś lepsza niż siłownia - stwierdzam, otwierając naszą sypialnię. Oczywiście
przerobiła ją według swojego gustu.
-
Udam, że nie zabrzmiało to jak aluzja co do mojej wagi - mówi niby niechcący
uderzając stopą w moje krocze.
-
Chodziło mi o sprawność fizyczną w łóżku - precyzuję. Właśnie na nim ląduje.
Pochylam się nad dziewczyną.
Ta
tylko uśmiecha się szeroko i za chwilę wybucha śmiechem. Nawet przez moment nie
potrafi być poważna.
-
Kotku - wzdycham i ściągam z niej tę kusą bluzeczkę.
Oczywiście,
bo przecież po co nosić biustonosz? Przez to jej uwodzenie, wcześniej nawet
tego nie zauważyłem.
-
Kochanie, tłumaczyłem ci, że masz chodzić ubrana. Nie jesteśmy w domu sami.
Rozumiesz? - karcę ją.
-
I co z tym zrobisz?
-
Gorzej niż z dzieckiem. Chwila. Nie mamy śmietany i truskawek.
-
Mogę pójść, dosłow...
-
Nie - przerywam jej. - Sam pójdę. - Ściągam do końca koszulę i wychodzę z
sypialni. Szybkim krokiem kieruje się do kuchni mając nadzieję znaleźć tam obie
te rzeczy. W przestronnej lodówce znajduje miskę świeżych truskawek i jeszcze
nie otwarty spray śmietany. Całe kurwa szczęście. Zabieram wszystko i wracam.
Po drodze mijam Liama i Nialla którzy oczywiście domyślają się, że przez
najbliższy czas nie będę dostępny dla nikogo. W sypialni Courtney jest już
tylko w dolnej części bielizny i majstruje coś przy płytach i wieży.
Odstawiam
miskę i śmietanę na szafkę obok łóżka. Podchodzę do mojej dziewczyny, łapiąc ją
w talii. Zdąża włączyć muzykę, a chwilę później jest na moich rękach. Niosę ją
na łóżko. Uwielbiam ją. Uwielbiam moją księżniczkę. Oczywiście, że się z nią
droczę. Przecież zawsze dostanie to, czego chce. Chce gwiazdki? To też
dostanie.
Po
prostu zabawnie jest czasem zobaczyć jak się dąsa. Poza tym wtedy mogę utargować
różne, ciekawe rzeczy. Jak jej bardzo zależy, to nawet więcej ja zyskam niż ona.
Tak jakoś na przykład dzisiaj. Tyle dobrego za jakieś kilka owoców. Ale ona je
kocha. Je bez przerwy. Nic innego mogłaby nie jeść. Byle by mieć czereśnie. Pochylam
się nad Courti i całuję ją w usta. Nie muszę czekać na zaproszenie. Wsuwam język
i muskam jej podniebienie. Jęczy na to doznanie i przyciąga mnie za szyję
jeszcze bliżej.
-
O nie. Teraz ty się kładziesz. Ściągaj majtki - odsuwam się od niej.
-
To ty jesteś bardziej ubrany - zauważa.
-
Ale to nie ja będę w śmietanie - siadam na jej biodrach.
Klepie
mnie w udo i kiedy trochę się podnoszę, ona zsuwa bieliznę. Rzuca majtki na
biały dywan. Sięgam po bitą śmietanę. Wstrząsam pojemnikiem i dekoruję ciało
dziewczyny. Ta oczywiście śmieje się przez cały ten czas i ledwo udaje jej się
tego wszystkiego nie strząsnąć.
-
Spokój - całuję ją krótko i pryskam jej słodkości do buzi.
W
końcu udaje mi się wyczyścić ją całą i już bez zbędnych ceregieli w nią
wchodzę. Oplata mnie nogami. Opieram ręce na zagłówku łóżka i poruszam się w
równym rytmie. Po moim torsie spływają kropelki potu. Czuję się w niej
idealnie. Przyjmuje mnie za każdym razem. Wzdycha i jęczy powtarzając moje
imię. To prawdziwa muzyka dla moich uszu. Nasze ciała są świetnie skomponowane.
Nie mogło być lepiej. Oddechy mieszają się ze sobą.
-
Louis, ja już... - próbuje wydusić z siebie zdanie.
-
Dojdź - opieram czoło o jej.
Zamyka
oczy i odchyla głowę do tyłu głośno krzycząc. Tak, to jest kolejna cecha charakterystyczna
dla niej. Nie należy do cichych.
Mój
ojciec z matką mogą spać na końcu korytarza, ona nie będzie cicho. Nie wstydzi
się.
-
To było nieziemskie.. - mówi nadal ciężko oddychając.
Wykonuję
kilka ruchów. Nie trzeba mi wiele. Przeżywam rozkosz. Opadam na ciało
dziewczyny, a ona leniwie bawi się moimi włosami. Składam delikatny pocałunek
na jej ramieniu. Tak jest najlepiej. Z nią. Ale tylko na chwilę. Mam za dużo
problemów. Pan i władca musi się tym zająć.
-
Nie chcę, żebyś znowu wyjeżdżał w tą głupią delegacje. - mówi cicho.
-
To bardzo ważna...delegacja - kładę się na plecach obok niej.
-
I oczywiście pani Moore również tam będzie.
-
Co? Nie, nie w tym miejscu co ja. Praktycznie wszyscy jadą. Oczywiście
zostawiam ci tu paru chłopaków. Tylko proszę, ubierasz się. Nie ma chodzenia w
bieliźnie. Mój ojciec też jedzie. Matka cię będzie odwiedzać - patrzę w sufit.
-
Będę tęsknić. - mówi siadając na skraju łózka.
Przesuwam
palcami po jej plecach. Nie mogę jej powiedzieć wszystkiego. Muszę kłamać. Dla
jej bezpieczeństwa. Nie wie nic o.... moich czarnych interesach. Tak jest
lepiej. Ufam jej, ale ta wiedza jest jej zbędna. To byłyby dla niej jedynie
nerwy.
Wzdycham
pod nosem. Na razie nie. Może kiedyś. Wie, że muszą mnie chronić, wie, że mam
broń, ale to podstawowe informacje.
-
Idę pod prysznic, cała się lepie - wstaje i związuje włosy.
-
Idź, tylko wolno - wbijam w nią wzrok. Ta to ma ciało...
-
Jakbyś co najmniej nie widział mniej cały czas.
-
Masz seksowny tyłek - łapię poduszkę i rzucam w nią.
-
Ty też - puszcza mi oczko i jedynie z poduszką opuszcza pokój.
Jezus.
Dobrze, że ta łazienka jest blisko. Ale mam nadzieję, że obok nikogo nie
będzie. Ale rzeczywiście cała była upaprana tą bitą śmietaną. Za to bardzo
pyszna i słodka. No i oczywiście tylko moja. Niezaprzeczalnie moja.
~~~~*~~~~To już rozdział "jakiś czas później". Tak jak mówiłam, nasza historia będzie opowiadać o losach tej pary. Wasze opinie są ważne, więc na nie czekamy :)#BOSSFF
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńHahaha Courtney mnie rozwala :D
Oh, oni są tacy słodcy *.*
Czuję że coś wydarzy się na tej... delegacji. Ale to tylko moje przypuszczenia :)
Nie mogę doczekac się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
OMG... Lou i Courtney są świetni, a jej postawa jest rozbrajająca. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńHaha, oni są świetni! =D
OdpowiedzUsuńTacy kochani ♥ genialny :D
OdpowiedzUsuńSlodziaki 🍬🍭
OdpowiedzUsuńO takich to można by czytać ciągle 😍
Super rozdział
Mam nadzieje ze Courtney będzie się ubierała i nie chodzila pól nago xd
A Lou powinien jej powiedzieć o wszystkim co robi skoro jej ufa 😃
Życzę weny i do następnego 😆
Uwielbiam ich :**** swietny rozdzial i nie moge sie doczekac nastepnego ;) @nxd69
OdpowiedzUsuńJejku, ten rozdział był naprawdę niesamowity! Kurcze, Louis prowadzi czarny biznes...haha, ale się wkurzył. Aż szkło się posypało. A jego związek z Courtney jest cudowny! Ona jest świetna! Taka wesoła i lubi czereśnie! W pierwszym rozdziale myślałam, że będzie taka nieśmiała, skąpa, a tu proszę, proszę...Widzę, że pokazała nowe oblicze!
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię za taki talent, a teraz lecę czytać trzeci rozdział!
Jejku cudowne ff się zapowiada ;**
OdpowiedzUsuń