niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 17

Piach unosi się, kiedy czerwone auto parkuje obok mnie na starcie. Wysiadam i poprawiam skórzaną kurtkę. Rozglądam się wokół. Siedem samochód wraz z moim jest już gotowych. Przyszło tyle osób, tyle dziewczyn, ale tak naprawdę nic prócz wygranej mnie nie interesuje. Ktoś zginie? Trudno. Taka jest moja praca. Zabijam jak trzeba. Odwracam się do Liama. Z Courtney został Niall i Harry. Wolałem zostawić z nią zaufane osoby. Dalej nie wiem kto może być wtyczką i to bardzo mnie denerwuje. Brunetka oczywiście nie wie nic oprócz tego co powiedziałem jej od razu. Tak lepiej. Po co ma się denerwować? Przecież wrócę. Nie zamierzam znów wylądować w szpitalu. A na pewno nie w kostnicy.
Nie ma mowy. Nie po to wydawałem tyle kasy na pierścionek żeby się z nią nie ożenić.
Podchodzę do przyjaciela.
- Pamiętaj, ma o niczym nie wiedzieć - przypominam mu.
- Wiem. Przecież wiem - on też jest zdenerwowany.
Klepię go po ramieniu i wsiadam. Nie ma na co czekać. Każdy zajmuje miejsce. Włączam GPS. Robię to dla mojej Courtney.
Przed samochodami staje skąpo ubrana blondyna. Kilka sekund i.... START. Naciskam pedał gazu. Mój wzrok błądzi od lusterka bocznego po tylne oraz szybę. Muszę wszystko kontrolować. Ręką zmieniam biegi. Dogania mnie czarny McLaren. A więc…Kurwa mać. Malik. To on. Właśnie z nim rywalizuje. Jak mogłem się nie zorientować? Wróg od pokoleń. Jego ojciec nienawidził mojego. Mój w końcu go zabił, a teraz Zayn chce zemsty. Jezu. Jak wiele się wyjaśniło. Tylko dlaczego akurat teraz, gdy muszę się skupić?!
Wszystko to jest jednym gównem. Wściekły jeszcze przyspieszam.
Kolejny zakręt, kolejna ulica. Gnamy przez Miami, nie bojąc się konsekwencji. Trasa zdecydowanie nie należy do łatwych. Cały czas trzeba być czujnym.
Wjeżdżamy na drogę, gdzie normalni ludzie wręcz spacerują tymi autami. Wyprzedzam jedno za drugim nie mogąc pozwolić, aby Zayn wygrał. Dwa auta za mną poszły już w cholerę.
Uśmiecham się pod nosem wiedząc, że to już ostatni odcinek. Zayn uderza bokiem o mój samochód. Raz. Drugi. Trzeci. Zaraz go zabiję.
Oddaję mu znacznie brutalniej. Mam go serdecznie dość. Nie udaję mi się go wyprzedzić. Równo, co się nie zdarza przejeżdżamy metę. Wyłączam silnik i szybko wysiadam z auta. Dopadam Malika i zaczynam okładać pięściami.
Czuję, że wokół wzbiera się tłum. Wiem, że są tu zarówno moi, jak i jego ludzie.
Jestem tak wściekły, że nawet nie za bardzo boli mnie to jak uderza.
- No to który ode mnie jest twój, co? - warczę przyduszając go.
Uśmiecha się tylko i kręci głową. Odciągają mnie od niego
- Kurwa, nie - wyrywam się. Zabiję gnoja.
Chłopcy powstrzymują mnie pokazując nadchodzących ludzi Zayna. Warczę i wsiadam do samochodu. Jadę jako pierwszy. Reszta za mną. Ocieram krew z nosa.
Nie wiem jeszcze jak, ale pozbędę się go szybciej niż się zorientuje.
To jest moje miasto i ja tu rządzę. A on niedługo zdechnie. Taki morał. Wjeżdżamy na posesję i parkujemy auta.
Wychodzę, trzaskając drzwiami. Nic nie załatwiłem. Remis z Zaynem mnie nie satysfakcjonuje. Dalej nie wiem kim jest ta pierdolona szumowina, która dział na dwa fronty.
Jak dorwę to kurwa zamorduje. Przez gardło mu flaki wypruję.
Wpadam do domu i idę od razu na siłownię. Harry do mnie dołącza i trenujemy na ringu. Uspokajam się.
Przynajmniej trochę wyładowuje nerwy. Stłuczony bark i obita twarz nadal jednak dokuczają.
- Dobra, nie dam rady więcej - poddaję się w końcu. Wchodzę do łazienki i obmywam twarz zimną wodą. Ściągam koszulkę.
Prysznic to właśnie to czego potrzebuje moje ciało. Z ręcznikiem wokół bioder idę do sypialni. Tak późno, a Courtney nie śpi. Nie ma jej tutaj nawet.
Zakładam spodnie dresowe i zbiegam na dół. Okej. Gdzie ona znowu poszła? Powinna spać.
Dopiero gdy wracam do naszego pokoju gdzie leży kartka na jej sekretarzyku.
"Jestem u twoich rodziców. Nie wiem na ile. Nie życzę sobie twojej wizyty "
- KTÓRY JEJ KURWA POWIEDZIAŁ?! - wychodzę na korytarz.
Na korytarzu zderzam się z Travisem. Dostrzega kartkę w mojej ręce i przełyka ślinę.
- Dostała link. Oglądała cały wyścig, a potem jeszcze walkę..
- Prosiłem chyba, prosiłem! Pojebało was? - warczę. - A ktoś raczył jej powiedzieć czemu biorę udział w tym wyścigu? Zgaduję, że nie. Brawo.
- Szefowa ją zabrała. - świetnie. Czyli na dodatek rano czeka mnie kazanie od matki.
- Wyrzuć to - rzucam mu kartkę i wracam do salonu.
Biorę szklankę z whisky i siadam na kanapie.
Mogę sobie dzwonić, a i tak nie odbierze. Wolę się już nie denerwować. Harry postanawia mnie upić i tak się staje. Wdzięczny odpływam.
Otwieram oczy z bólem głowy. Kanapa nie jest taka wygodna.
Wszystko z wczoraj wraca. No dobra. Nowy dzień, nowe pomysły.
Podnoszę się i przecieram twarz dłońmi. Zaraz jęczę z bólu. Muszę jechać do rodziców.
Idę do kuchni gdzie dostaje magiczny koktajl na kaca od Gabriell.
- Dziękuję - mówię wdzięczny.
Posyła mi uśmiech i wraca do gotowania. Wypijam to coś i idę się przebrać. Przyzwoicie ubrany jadę wreszcie do rodziców. Mamy parę spraw do wyjaśnienia. Mam przynajmniej pewność że ojciec stanie po mojej stronie.
Chodzi o dobro. Nie ryzykowałbym bez celu. Może niczego się nie dowiedziałem oprócz tego, że za wszystkim stoi Zayn.
Rodzice nie mieszkają bardzo daleko. Tata nie oddaliłby się. On musi wszystko wiedzieć i kontrolować. Przecież Louis sobie nie poradzi...Na samą myśl wywracam oczami.
Parkuję pod sporą, ale stonowaną willą i wchodzę do środka.
- Cześć, tato - mówię. Dobrze, że dzisiaj sobota. Wszyscy w domu.
- Junior ani się waż – mama wylatuje przede mnie zanim ojciec zdąża powiedzieć chociażby słowo.
- Kiedy ja nic nie zrobiłem. Nie jestem niczemu winny. Wiedziała, że biorę udział w wyścigu. Po prostu nie wiedziała wszystkiego. I tak, musiałem. Przynajmniej teraz wiem, że nasz kochany Zayn chce mi odebrać narzeczoną. Taki szczegół.
- Po prostu daj jej spokój - dodaje, a ojciec wywraca oczami.
- Czemu mam jej dawać spokój? - pytam chłodno. - Bo co? Bo się obraziła? To chyba jednak trochę dziecinne. Skończ - odsuwam ją i siadam obok seniora.
Ten tylko się śmieje. Klepie mnie po plecach i podaje papierosa.
- Dziękuję, nie palę - odmawiam.
- Pantoflarz - prycha i sam wkłada fajkę do ust.
- No sam popatrz co się dzieje, jak wyjdziesz spod obcasa.
- Nie w domu - mama zabiera mu papierosa, a ja zabijam go śmiechem.
Jednak on też nie ma łatwo. Zawsze wiedziałem, że tylko zgrywa pana i władcę. Mama rządzi nim kompletnie.
- Mamy problem. W gangu jest szczur i nie mam pojęcia kto nim może być. Ale to ma sens. Ktoś za dużo rzeczy wie. Malik nie chciał powiedzieć, za szybko pojawili się jego ludzie - mówię do ojca.
- Więc trzeba dorwać zarówno jego jak i tego kreta.- mówi po zastanowieniu. - Szczerze sam nie wiem kto to może być.
- Tato, nie powiedziałeś nic nowego - śmieję się ironicznie.
- Synu, błagam - nienawidzi gdy nie jestem poważny w danych momentach.
- Proszę cię o pomoc. Mam za dużo na głowie. Firma, Zayn, ślub. Na seks nie mam czasu. Mówię ci, porażka.
- Na seks? Gościu po wczoraj masz jesz co najmniej dwa miesiące z głowy. Nieużywane zanika synu.
- Ale ja nic jej nie zrobiłem,  do jasnej cholery - warczę już wściekły. - Czasami mogłaby pomyśleć o własnym tyłku.
- To sprawa między wami - mówi patrząc sugestywnie na schody po czym przytrzymuje mamę na kolanach.
- Pewnie - wstaję i idę na górę.
- Louis puść mnie! - słyszę za sobą. Ignoruje to i idę do sypialni gościnnej.
- Chyba musimy pogadać - opieram się o framugę. - Czyli zrobić to, czego ty nie zrobiłaś.
Nie słyszę odpowiedzi. Żadnego ruchu tez nie.
- Courtney, kurwa mać.
Zniecierpliwiony wchodzę do środka. Ona śpi, ze słuchawkami w uszach. Moje serce topnieje. To zbyt słodki widok. Podchodzę do niej i przykrywam.
Złość się ulatnia, a na jej miejscu pojawia się smutek i żal. Siadam na łóżku, patrząc na narzeczoną. Jestem taki zmęczony problemami z bezpieczeństwem. Chcę spać spokojnie i wiedzieć, że nic jej nie grozi.
Czuję jak się wierci i po chwili otwiera oczy. Dostrzega mnie i od razu siada wyciągając słuchawki.
- Musimy porozmawiać - odpowiadam. - Musiałem tam jechać.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. - mówi chłodno, a jej oczy zaczynają się szklić. - Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? Jaki sens ma nasz ślub? Nasze maleństwo? Przecież nie traktujesz mnie poważnie - ociera łzy, wyraźnie nie chcąc przy mnie płakać.
- Co? Kochanie, co ty wygadujesz? - próbuję złapać ją za rękę. - Traktuję cię poważnie, nie chcę cię jedynie martwić. Dużo przeszliśmy przez ostatnie miesiące, zrozum. Muszę cię chronić.
- Nie czuję tego tak. Masz mnie za głupią dziewczynkę.
- Courtney, przestań - mówię zmęczony. - Nie mam, dobrze? Po prostu nie chcę cię martwić, tyle. Przeżywasz to trzy razy mocniej.
- Znów nic mi nie powiedziałeś. Chcę Cię móc chronić jak ty mnie, ale mi nie pozwalasz.
- Myszko, ale ty nie możesz mnie chronić, bo to nie ja jestem w niebezpieczeństwie. To ciebie chcą mi odebrać, a na to nie pozwolę.
Spędzamy w sypialni prawie cały dzień rozmawiając. Wieczorem zabieram ją do domu. Czuję dużą ulgę. Wolę, kiedy ona jest przy mnie. Obok. Najbliżej jak się da. Mam ją na oku i to sobie najbardziej ufam w tej kwestii.
Prowadzę ją do sypialni. Biorę z komody katalogi i rozkładam je na łóżku.
- Nie próbuj nagle udawać zainteresowanego. - pociąga noskiem.
- Jestem zainteresowany, poza tym to dobre zajęcia na oderwanie się od rzeczywistości - dotykam jej policzka.
Znowu podciąga nosem i go marszczy co jest nad wyraz urocze.
Muskam palcami jej brodę, a potem delikatnie ją całuję. Siada między moi nogami. Opieram głowę o ramię dziewczyny, aby lepiej widzieć. Otwiera pierwszy katalog i bez słowa powoli przewraca kartkę po kartce.
- A co wybieramy? - pytam.
- Zastawę... - odpowiada cicho.
- Dobrze - przyglądam się podanym przykładom.
Są przeróżne kolory, wzory. Ciężko się zdecydować.
- A może białą? O te talerze kwadratowe - proponuję.
- Są ładne - przytakuje.
- No dobrze. A chcesz mieć wesele w jakiejś restauracji, na jachcie, na wyspie, czy u nas w ogrodzie?
- Zgodziłbyś się na ogród? - odwraca twarz w moją stronę.
- Ja? Oczywiście, że tak. Kocham nasz ogród, sama wiesz.
- Więc ogród. - odkłada zdjęcia sal i lokali.
- Na pewno? To ma być wyjątkowy dzień, wiesz o tym.
- W ogrodzie będzie idealnie.
Całuję ją w szyję. Bierzemy się za dekoracje. Wybieramy styl do namiotów. Kwiaty. To nawet nie takie złe jak myślałem. Unikałem tematu, a tu proszę... Fajna zabawa. Podoba mi się. Wszystko ustalamy razem, bo to nasz ślub.
- A kiedy chcesz projektować suknię? - pytam.
- Nie wiem. Wyparowały mi wszystkie pomysły na nią.
- Jak chcesz to mogę cię zmotywować - mruczę jej do ucha. - A tak poważnie, to jesteś księżniczką. Musisz wyglądać jak księżniczka.
- Dziękuję. Jeszcze coś znajdę.
- Umówię jutro projektantkę, pomoże ci - całuję ją w kark o wstaję.
- Dziękuję za te katalogi - patrzy za mnie. - Było fajnie.
- Mi też się podobało - mówię szczerze. - Pójdę wziąć prysznic i przyniosę kolację.
- Nie. Poczekam na ciebie w jadalni.
Kiwam głową i wchodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Zakładam jedynie dresy i idę do swojej dziewczyny. Siadam przy stole, a Gabriell podaje nam kolację. Jestem tak głodny, że zjem wszystko. Nakładam kawałek kaczki na talerz Courtney, potem sobie i zaczynamy jeść. Zastanawiam się, gdzie mogę zabrać ją w podróż. To sam zaplanuję. Chcę, aby miała niespodziankę. Nie może o niczym wiedzieć.
- Możemy pójść potem na spacer? - pyta cicho.
- Tak - odpowiadam.
Uśmiecha się delikatnie i wraca do jedzenia.
Przeczesuję mokre włosy palcami. Liama nie ma. Kazałem mu znaleźć Zayna. Pojechał z połową gangu. Może coś załatwią. Byłoby znacznie lżej.
Skupiłbym się tylko na naszym ślubie. Teraz to jest priorytet. Chcę wreszcie skończyć te kryzysy. Jeden za drugim. Pora zacząć nowy, lepszy etap.
- Idziemy?  - pytam, wstając.
- Tak. - sprząta trochę i zakłada trampki. Wychodzi, a ja zaraz za nią.
Patrzę na Harry'ego. Ten kiwa głową i idzie za nami, ale zostawiając przestrzeń. Idziemy się przejść po całym terenie.
- Nie wiesz jak czuję się Caroline? - pyta dziewczyna.
- To twoja przyjaciółka.
- Nie rozmawiałyśmy ostatnio. Nialla też nie widziałam. - łapie delikatnie moją dłoń.
- Dlaczego? - pytam zdziwiony.  - Przecież Niall ciągle się gdzieś tu kręci. A ja z Caro nie rozmawiam. Ona mnie nie trawi. Całe zło to moja wina, według niej.
- Narażasz życie jej męża - tłumaczy.
- On nie jest dzieckiem, Courtney - patrzę na nią.
- Wiem. Nie denerwuj się…
- Nie jestem zdenerwowany. Chcesz rozmawiać o Horanach?
- Przepraszam. Już nie będę.
- Dziwnie się zachowujesz - stwierdzam zaskoczony.
- To znaczy? - unosi głowę i patrzy na mnie.
- Jesteś speszona i nieśmiała. Misiu, to nie ty. Ty zawsze mówisz to co myślisz i gadasz jak najęta.
- Sama nie wiem - marszczy brwi.
Obejmuję ją ramieniem. Naprawdę jest jakaś nieswoja. Nie śmieje się. Nie uśmiecha. Spacerujemy ponad godzinę. Przewagę w ciszy. Siadam z nią na ławce. Cały czas przytulam.
- No mów, co się dzieje - proszę.
- Nic. - opiera głowę o moje ramię.
- Coś musi być. Jesteś smutna.
- Nie jestem - zapewnia mnie. - Może nie wyspana.
- No dobrze - odpuszczam.
- Kocham cię. Bardzo kocham - całuje moje ramię.
Odchylam głowę i patrzę w gwiazdy. Jedno dla mnie zrobiłeś. Dałeś mi ją.
- Wracajmy - prosi widząc, że nie za bardzo klei się między nami rozmowa.
Wstaję i ją biorę. Niosę narzeczoną do domu. Kieruję się od razu do łazienki. Stawiam dziewczynę na dywaniku.
- Wykąp się - całuję ją lekko.
- Zdecydowanie wolę prysznic - mówi zdejmując spodnie.
Zostawiam ją. Idę zadzwonić do Nialla. Dowiem się czegoś.
- Poleciał do Europy - to pierwsze co mówi po odebraniu.
- Cześć. Fajnie. Super. A kto poleciał za Malikiem?
- Sam u Trevor. Będą mieć go na oku.
- Co u ciebie? - chodzę po sypialni.
- Właśnie wracamy
- Nie o to pytam, Niall. Nie wkurzaj mnie tylko udziel informacji.
- Co? O czym ty gadasz?
- Pytam się co u ciebie. U was. Czy coś. Przywieź żonę niedługo.
- Dobra. Ostatnio była tydzień u rodziców.
- Kłótnia czy odwiedziny?
- Odwiedziny - śmieje się się. - Przywiozę ją jutro po południu.
I oto mi chodziło. Rozłączam się i idę na dół. Jezu, ja ostatnio coraz więcej jem. Nigdy nie lubiłem, a teraz? Prawie jak kobieta w ciąży.
Ciąża. Może ona jest w ciąży? Ten humor. Płacz, zmęczenie. W ostatnim czasie nie widziałem jej nago. Zamieram przy otwartej lodówce. O Boże. Mam nadzieję, że nie. To nie jest czas na dziecko. Nie chcę mieć teraz dzieci. Wykluczone. Biorę tylko jogurt i cały czas o tym myśląc wracam na górę. Pijąc, wchodzę do sypialni. Błagam. Zabezpieczamy się.
Courtney właśnie wchodzi do środka zawiązując szlafrok.
- Kiedy będziesz mieć okres? - pytam, zakręcając butelkę. - Nie spocisz się przypadkiem?
- Wywiad robisz? - unosi brwi rozbawiona.
- Muszę wiedzieć, kiedy masz czerwone światełko.
Zaczyna się śmiać i stuka się w czoło.
- Na razie nie mam.
Kiwa głową i odstawiamy jogurt. Idę umyć zęby, po czym do niej dołączam. Kładziemy się i dostaję od brunetki długiego całusa.
- Jutro przyjedzie Caroline - jeżdżę ręką po jej plecach.
- Fajnie. Stęskniłam się za nią.
- No jak urodzi to raczej nie będzie mieć czasu.
- Przesadzasz - przejeżdża dłonią po mojej klatce i całuje mnie w nią.
- Taka prawda. Dziecko, pieluchy, Niall który pracuje. Dużo problemów.
- Uważasz, że dziecko to problem? - pyta smutno.
- Dziecko samo w sobie nie. Ale dużo rzeczy z nim związane to problem.
- Więc... nie chciałbyś dziecka? - podnosi się na łokciu i patrzy na mnie.
- Chciałbym - odpowiadam.
- To dobrze - uśmiecha się i zajmuje poprzednią pozycję.
Całuję ją w czoło. Ktoś musi przejąć biznes. Potrzebuje potomka. Tyle, że teraz mi się nie spieszy.

Courtney zasypia, a ja dosłownie chwilę po niej. Kolejny ciężki dzień dobiegł końca.

11 komentarzy:

  1. Mam jednak wrażenie, że ona jest w ciąży tylko nie mówi mu o tym. Byłoby fajnie, bo wszystko jeszcze bardziej by się pomieszało i w sumie reakcja Louisa byłaby ciekawa. Czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mega już się nie mogę doczekać następnego rozdziału 😙 ♡❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział mega już się nie mogę doczekać następnego rozdziału 😙 ♡❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie doczekam się no... Dodawaj szybko proszę...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej! Courtney chyba serio jest w ciąży.... Jej zachowanie i w ogóle....

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny ❤
    Fajnie by było, gdyby Courtney byłaby w ciąży ❤
    Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwww jak cudownie *_* słodki ten rozdział a ta końcówka mmm :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny ♥ :* :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jak zawsze mega ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń