poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 10


Louis wchodzi ze mną do klubu. Wiem, że nie odejdzie na krok. Biorąc pod uwagę ile jest tu ludzi, w tym facetów. Nie ma szans. Przynajmniej mam pewność, że się nie zgubie. Muzyka jest głośna, ale odpowiednia do zabawy.
Przepychamy się przez tłum. Tak jak obiecałam, założyłam czerwoną sukienkę. Coś marudził przed wyjściem, ale zgodził się. Nie jest to typowa dyskoteka. To impreza która jest kompromisem naszej dwójki. Podoba mi się tutaj, mimo wszystko. Poza tym klub jest luksusowy. Przechodzimy do loży, w której siedzi Niall z Caroline.
Caroline
Wydają się być w równie dobrych humorach co my.
- Cześć - Niall podnosi się i całuje moją ręką, po czym wita się z Louisem.
Siadam między Caroline, a swoim chłopakiem. Zamawiamy pierwsze drinki.
Od razu zaczynam rozmawiać z przyjaciółką. Nie rozumiem czemu wcześniej się nie poznałyśmy. To świetna dziewczyna. Bardzo ją lubię. Śmiejemy się, obmawiamy chłopaków, a czas płynie. Oczywiście nie zamierzam tylko siedzieć na kanapie.
- Pójdziesz ze mną na ostatnią przymiarkę sukni? - pyta mnie.
- Jasne, będzie idealna. - uśmiecham się szeroko. Za każdym razem gdy mówimy o jej ślubie wydaje się być taka szczęśliwa. Jest trochę starsza ode mnie. Nie wiem dokładnie o ile, ale to chyba odpowiedni moment w jej życiu.
- Dziękuję, to zadzwonię do ciebie w czwartek - uprzedza.
- Nie ma sprawy - kiwam głową i kończę swój napój.
- Chodź - Louis szepcze mi do ucha.
- Dokąd? - przenoszę na niego wzrok.
- Tam - wskazuje na tłum głową.
Wstaję i idąc za rękę wchodzimy na parkiet. Louis jest doskonałym tancerzem.
Z jedną ręką czy nie, dobrze sobie radzi. Poruszam się w rytm muzyki, plecami do Lou. Muzyka się zmienia. Raz jest szybka, raz wolna. W każdej idealnie się odnajdujemy.
Przerywamy, kiedy podchodzi do nas Niall. Mówi coś Louisowi do ucha. Ten marszczy brwi i kiwa głową.
- Idź do Caroline, zaraz wracam - całuje mnie w usta i z Niallem wychodzi.
Patrzę jak znikają i idę do brunetki. Może ona będzie coś wiedziała. Mam nadzieję, że nie stało się nic złego.
Pije drinka, rozmawiając z Rileyem. Nasz ochroniarz nie wydaje się być gadatliwy, ale Caroline jest już wstawiona, więc jej to obojętne.
- Gdzie oni poszli? - pytaj obydwoje.
- Na dwór - mówi Riley. - Zaraz wrócą.
- To ich palenie nie jest mądre - siadam obok nich.
- Palenie i ten ich głupi zawód - burczy brunetka i dopija drinka.
- Zdecydowanie Louis przesadza z nerwami.
- Jak bym miała na sumie.. - Riley łapie ją za rękę i podnosi. Ciągnie dziewczynę w stronę baru.
Nic z tego nie rozumiem. Kompletnie. Kręcę głową i kończę drinka mojego chłopaka. Krzywię się lekko. Mocne to.  Odgarniam włosy z czoła. Czuję się lepiej. Lekko upojona, otoczona głośną muzyką. Nawet nie orientuję się, a już wracają. Louis przejeżdża palcami po moim ramieniu i całuje mnie we włosy.
- Jestem, kotku.
- Ale cię nie było. A ja tęskniłam.
Siadam obok mnie i obejmuje zdrową ręką. Opieram się wygodnie o jego tors.
- W sobotę wpada mój ojciec. Poker. Ale rano jedziesz wybrać sukienkę na ślub Isabelle.
- Czyli pójdziemy? - odbija mi się. - A nasz ślub kiedy? - nie kontroluje już swoich słów.
- Co? - pyta, przyglądając mi się. - Nie będziesz piła. Wracamy do domu.
- Ale ja się jeszcze bawię - wstaje niepewnie.
- Nie wierzę, że w tych szpilkach nie bolą cię nogi. Ale dobrze. Chodź tańczyć - podnosi się.
- Nie mam już drinka, kochanie. Proszę mi przynieść
- Nie będziesz więcej piła - obejmuje mnie w pasie i mówi do ucha, abym słyszała. - Mówię poważnie. Limit został wyczerpany. Uwielbiam tę sukienkę i ciebie w niej. Pięknie wyglądasz.
- Nie zmieniaj tematu. Chcę drinka.
- Nie dostaniesz - powtarza. Łapie mnie za rękę i przyciąga. Porusza nami w rytm muzyki.
- Louis no proszę... - nie odpuszczam.
- Jesteś pijana, Courtney.  Wystarczy na dzisiaj.
- Riley przyniesiesz mi? - proszę robiąc ładne oczka.
Wzrusza bezradnie ramionami i kręci głową. Czy wszyscy są zależni od Louisa?
- Misiu, wynagrodzę ci to - mówię niewyraźnie.
- Zobaczymy kto będzie miał rano rację - pstryka palcami na Rileya. Po chwili mam kolejnego drinka.
- Kocham Cię.
Kiwa tylko głową. Większości imprezy nie pamiętam. To efekt dobrej zabawy.
Rano budzi mnie mój dzwoniący telefon. Jednak nie jestem w stanie nawet otworzyć oczy, nie wspomnę już o odbieraniu. Marudzę w poduszkę. Dajcie mi spać. Boli mnie głowa. Czuję suchość w gardle. Macam ręką powierzchnię obok, chcąc znaleźć mojego Louisa.
- Dzień dobry - słyszę. Otwieram jedno oko. Opiera się o łóżko, pracując na komputerze.
- Dlaczego nie śpisz?- pytam cicho.
- Bo jest dwunasta, a nie pojechałem do firmy, nie chcąc cię zostawiać. Wodę i tabletkę masz na szafce - mówi, klikając coś. Nawet ten dźwięk jest głośny.
- Przytul mnie - Błagam resztkami swoich nędznych sił.
- Masz duże wymagania, pijaku - patrzy na mnie i całuje we włosy.
- Umrę za jakieś dziesięć sekund, a ty nie chcesz mnie nawet przytulic.
- Cóż...Wygrałem - stwierdza i odkłada laptopa. Przyciąga mnie do siebie.
- Co wygrałeś? - pytam wtulając się.
- Rację. Mówiłem nie pij, bo będziesz zdychać - przypomina.
- Cicho bądź.
Klepie mnie w tyłek i odsuwa się, aby wstać. Pokazuje mi na szafkę, więc biorę tabletkę. Oby szybko pomogła.
- Gorąco mi - odzywam się widząc że chcę wyjść z pokoju.
Zatrzymuje się przy ścianie i włącza klimatyzację, która od razu zaczyna działać.
- Przez ciuchy mi gorąco - gromię go wzrokiem.
- To się rozbierz - wywraca oczami.
Wraca do mnie, ale tylko po laptopa.
Pierwsza go zabieram i wkładam sobie pod bluzkę.
- Sama nie umiem.
- Courtney, muszę pracować - klęka na łóżku i piorunuje mnie wzrokiem.
- Ale ja chcę się kochać.
Kładzie się obok mnie i patrzy w sufit nic nie mówiąc.
- Co się stało? - pytam cicho.
- Nic, ale nie mam siły. Poza tym i tak możemy wykorzystać tylko jedną pozycję, więc to ty musisz przejąć kontrolę.
- Kochanie jesteś mało kreatywny - mruczę i składam pocałunek na jego szyi. - Ale skoro jesteś zmęczony to rozumiem. Odpoczywaj pracując - daje mu laptopa ostatnie zdanie mówiąc z ironią. Wstaję i podchodzę do szafy żeby wziąć czyste ubrania.
- Chyba się wybiorę do lekarza - mówi coś do siebie, kiedy wciągam koszulkę.
- Dlaczego? - zerkam na niego przez ramię.
- Bo to nie ja jestem zmęczony, tylko on. Dobra, koniec tematu. Ubieraj się i schodź na śniadanie.
- Czekaj, czekaj. Powiedz normalnie o co chodzi - tym razem odwracam się w jego stronę patrząc uważnie.
- Courtney, nie. Nie gadajmy o tym, proszę - podnosi się i wychodzi z pokoju.
Nic z tego nie rozumiem. Jeśli ma problemy... właśnie z tym to dlaczego mi nie powie. Do tej pory rozmawialiśmy o wszystkim. Nie chcę, żeby czegoś się przede mną wstydził. Zresztą to takie dziwne. Louis zawsze mówi mi wszystko otwarcie, bo jest szczery. No, ale może mężczyzn wtedy boli bardziej, jeśli problem polega na erekcji i nie chcą się przyznać. Przecież nie zamierzam mu ani dokuczać, ani się śmiać. Chcę tylko pomóc.
Zakładam jeansy i trampki. Wchodzę do łazienki, aby zmyć wczorajszy makijaż i uczesać się. Naprawdę jestem głodna, a wiem, że Gabriell przygotowała coś dobrego.
Chyba będę musiała poważnie porozmawiać z Lou. Nie może tego przede mną ukrywać. Jakoś rozwiążemy problem. Schodzę na dół. Liam z Harrym siedzą na kanapie i patrzą w telewizor. Ale zamiast programu, włączony jest jakiś system. Dziwne.
Staję cicho za nimi i patrzę na to. Nie widziałam tego wcześniej.
Nic nie mówią. Przeglądają zdjęcia jakiś mężczyzn.
Raczej nie założyli agencji modelingowej. Nie podoba mi się to wszystko.
- Louisowi chodzi o tego - Harry przybliża zdjęcie. - Ogarnij to, ja jadę do firmy - wstaje. Zauważa mnie i posyła uśmiech, po czym wychodzi.
- Co to jest? - pytam Skołowana.
- System - Liam wzrusza ramionami i wyłącza telewizor.
On również wychodzi.
- Dlaczego wszyscy w tym domu mnie unikają? - głośno myślę idąc coś zjeść.
Wchodzę do kuchni. Kucharka od razu podaje mi talerz z tostami i omletem. Louis kończy pić kawę.
- Znajdziesz dzisiaj chwilę? Chciałabym porozmawiać.. - mówię do mężczyzny poważnym głosem.
- A co by innego - mruczy. - Tak, możemy pogadać.
Kiwam głową i wracam do śniadania. Już boli mnie brzuch  na samą myśl. Louis czeka, aż skończę. Naprawdę. Cały czas się na mnie patrzy.
Ten omlet jem chyba najdłużej jak to możliwe. W końcu w kuchni zostajemy sami. Lou siada obok mnie.
- Kochasz mnie? - pytam cicho.
- Najbardziej - odpowiada od razu.
- Ostatnio mam wrażenie, że coś się stało. Traktujesz mnie jak kogoś obcego. Nie rozmawiasz ze mną...
Pochyla się i całuje mnie w nos. Odsuwa się, a ja widzę, że jest rozbawiony. Rzadko taki bywa.
- Nie traktuję cię jak obcą. Miałem głowę zajętą człowiekiem, który chciał cię zabić. Na tym się skupiałem. A jeśli chodzi co o seks, to po prostu czuję, że mam problem, ale nie wiem czy ten problem jest na sto procent. Przecież w przebieralni było okej. Nie przejmuj się, dobra?
- Chciałabym, żebyś wiedział, że chcę być wsparciem.
- Jesteś moim wsparciem, zawsze - łapie mój podbródek i patrzy w oczy.
- Więc dlaczego nie chcesz się ze mną ożenić? - pytam jeszcze ciszej. Jest wstyd, ale to nie daje mi spokoju.
- Wydaję mi się, że w tym momencie to nie jest dobra pora. Musimy jeszcze porozmawiać, nie o tym. Dopiero potem będziemy mogli wyjść z przyszłością dalej.
- Nie rozumiem... - znowu wymyśla coś o czym nie mam zielonego pojęcia.
- Musisz poczekać. Proszę. Mówiłaś, że mi ufasz - odpowiada.
- Ufam.. - odpowiadam smutna, że znowu nic nie załatwiłam.
Wciąga mnie na swoje kolana i obejmuje ręką.
- Więc posłuchaj. Niedługo wszystko ci powiem i ty zdecydujesz jaki będzie kolejny krok. Dam ci wybór. Nie obawiaj się, aż tak bardzo. Znasz mnie, a to jest chyba najważniejsze. Nigdy bym cię nie skrzywdził.
- Wiem to - kiwam głową.
Całuje mnie długo w usta, nie dając już nic powiedzieć.
~*~
Dzisiaj ślub Nialla i Caroline. Siedzimy w kościele czekając już tylko na pannę młodą. Ja stresuje się chyba bardziej niż ona.
W zasadzie nie wiem dlaczego. Wszystko jest takie perfekcyjne. Dodatki, ozdoby, dekoracje. Druhny ubrane pod kolor, ochrona. Nic nie może zepsuć im tego dnia.
W końcu za nami rozbrzmiewa marsz weselny i przez kościół idzie Caroline wraz ze swoim tatą.
Uśmiecha się i widzę to, chociaż welon przysłania jej twarz.

Nawet Horan jest zdenerwowany czego nie potrafi ukryć. W końcu są razem przed ołtarzem. Cały ślub jest piękny.
To już drugi w tym miesiącu na którym jestem. Naprawdę muszę przestać się wzruszać. Obok nas stoją rodzice Louisa. Kiedy ceremonia się kończy, nowożeńcy przyjmują życzenia. Wesele jest zorganizowane w luksusowym pensjonacie za miastem.
Tam właśnie się udajemy. Nasze auto prowadzi Harry. Louis jeździ ręką po moim udzie i całuje po szyi. Już nie ma gipsu. Jego ręka jest w pełni sprawna. Nie ma żadnych komplikacji po złamaniu. Mam na sobie różową suknie z dużym rozcięciem więc nie ma najmniejszego problemu z dotykiem mojej skóry.
- Przez całą mszę był kurwa twardy - mówi mi do ucha. - Przez tą twoją sukienkę - sięga ręką do jakiegoś guzika i szyba między nami a kierowcą zasuwa się.
- Wcale nie wiem po co to robicie - słyszymy Stylesa.
- Louis, jedziemy na wesele…
- I mamy jeszcze godzinę przed sobą - szepcze. - Chodź - wsuwa rękę za materiał zakrywający moją pierś.
- Zniszczę sobie fryzurę i makijaż - wyciągam jego zbyt zdolne palce zza sukienki.
- Nie zniszczysz, gwarantuję - odpowiada w moją szyję. - Nie odmawiaj mi.
- Wiesz ile zajęło zrobienie tej fryzury?
- Jest cudowna, ale nie rozwali ci się. Nie będę chodzić nabuzowany przez całe wesele.
- Ten lekarz pieprzy głupoty. Te tabletki są ci tak potrzebne jak mi.. - prycham.
- Były mi potrzebne - mruczy upokorzony.
- Od zeszłego tygodnia to ja bym powiedziała, że potrzebujesz czegoś o odwrotnym działaniu. - mówię zupełnie szczerze. Nie wiem czy choćby jednej nocy przespałam więcej jak cztery godziny.
- Ale sama zobacz, ile miesięcy minęło od tego jak ci to powiedziałem. Już nie możesz narzekać, misiu - opiera czoło o moje.
- Nigdy nie narzekałam - muskam jego usta.
Oddaję delikatnie pocałunek. Harry włącza głośno radio.
- Wpierdole mu jak dojedziemy - mruczy i łapie moją rękę.
- Przestań - śmieje się znów go całując. - To ważny dzień, nie możesz robić afery
- Zawsze mogę, jestem szefem - mówi beztrosko. - Kocham cię.
- Bardzo ci źle? - patrzę wymownie na jego krocze.
- Nie no, cudownie jest - opiera się o fotel i patrzy przez okno.
- Ale moja fryzura... - jak zwykle już się łamię.
- Mamy godzinę. Będzie wolno - proponuje.
Kiwam głową widząc, że i tak wygra. Zawsze tak jest. Podnoszę biodra i zsuwam majtki.
Zadowolony bierze mnie na kolana. Opuszczam się na niego. Co poradzę? Ulegam mu, ale też czerpię przyjemność. Rzeczywiście jest wolno u subtelnie. Choć jestem na górze to bardziej on pracuje.
Ja się naprawdę staram być cicho. Ale efekt końcowy jest taki, że jęczy tak głośno jak włączone jest radio.
Wiem, że Louisa wściekła to, że jakiś inny mężczyzna mnie słyszy, ale ja nic nie poradzę. To zbyt silne.
Zakrywa moje usta swoimi. Kładzie dłonie na moich biodrach. Powoli uspokajam oddech.
- Cudownie.. - dysze i szukam wzrokiem swojej bielizny. Schodzę delikatnie z mężczyzny i ją zakładam.
Louis też się ubiera. Całuje mnie w czoło. Przez resztę godziny rozmawiamy o moich studiach. Zaczynam drugi rok. Nie zamierzam zawalić. Są dla mnie bardzo ważne. Louis mnie w tym wspiera.
Co do naszej rozmowy o ślubie, a raczej mojej próbie rozmowy, pomimo tak dużego czasu nie wracaliśmy do tego. Nie chcę naciskać. Cieszę się, że mnie nie zostawi, ale obrączka daje jakąś pewność. To co innego. No nic. Jestem bezradna w tej sprawie. Dojeżdżamy na miejsce gdzie jest już część gości.
- Dlaczego mój ojciec wygląda lepiej w garniturze niż ja? - Louis obejmuje mnie w talii i marudzi pod nosem.
- Nikt nie wygląda lepiej od ciebie - zapewniam go z uśmiechem.
- Pewnie - całuje mnie w skroń.
W końcu przyjeżdżają i nowożeńcy. Wszyscy jeszcze raz ich witają i zaczyna się zabawa. Przed nami długa noc.
Chłopcy już w połowie całego przyjęcia zabierają Nialla i zaczynają pić, więc nie ma z nich pożytku.
To jednak nie przeszkadza żeńskiej części w dalszej zabawie. Po drugiej młoda para odjeżdża. Z tego co wiem to wylatują na jakieś wyspy.
Wszystko sponsoruje im Louis. To w ramach naszego prezentu ślubnego. Plus jego ojciec kupił im lepsze auto. Tak. Skromność Tomlinsonow nie ma granic.
Jeśli o nim mowa. Tańczę już z seniorem czwartą piosenkę. Ma świetną kondycję.
- Będziesz świetną synową. Już cię traktujemy jak rodzinę - oznajmia.
- Czuję to - wymuszam uśmiech.
- Liczę też na twoją dyskrecję wobec tego czego się dowiesz.
- Co masz na myśli? - obraca mną.
- Tego dowiesz się od Williama - uśmiecha się.
I kolejna osoba ukrywająca coś przede mną. Na prawdę źle się z tym czuję. Z czasem coraz gorzej. Co to może być? Rodzinny sekret? To jest niepokojące.
Zmęczona wreszcie siadam przy stole. Dopijam swojego szampana. Dzisiaj pilnuje się z piciem i to bardzo.

Na ślubie Isabelle było podobnie. Ale impreza też była świetna. Naprawdę. Za dużo takich ceremonii jak dla mnie. Następna musi być nasza. Na pewno będzie.

9 komentarzy:

  1. Wspaniały!Mam nadzieje, że następny ślub będzie ślubem Courtney i Louisa =D
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze cudowny kochanie ❤❤
    Ślub Courtney i Louisa byłby super 🙈👌

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next ❤ ❤ ❤ ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobilam wszystkie rozdziały i polochalam tego FF 💝 uwielbiam go i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Zgadzam się z Courtney - następny ślub musi być jej i Lou :)
    Czy ona niedługo wszystkiego się dowie? Jestem ciekawa jak zareaguje, mam nadzieję, że będzie chciała zostać z Louis'em i nadal wyjść za niego za mąż :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego - @zosia_official :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział
    Nie rozumiem dlaczego Lou jej jeszcze nie powiedział o wszystkim
    Ona musi sie dowiedziec jak najszybciej
    Potem może go zostawic ze tak długi czas ja oszukiwal
    Boje sie co będzie jak Courtney sie dowie

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuuuudowny no *______* kocham cie za to :** @nxd69

    OdpowiedzUsuń