Courtney
jeszcze śpi, kiedy ja zamierzam wyjść na chwilę. Zakładam biały sweter i
dokładam do kominka. Ogień pożera drewno. Przynajmniej będzie utrzymane ciepło.
Wychodzę z domku, idąc prosto. Jestem ciekaw jak tam samopoczucie Harry'ego.
Mieszka
w domku mojego znajomego, jakieś 500-600 metrów dalej. To wygodne. Jest blisko,
ale wystarczająco daleko.
Tak,
żeby Courti się nie zorientowała. Poza tym ciągle ma łącza z chłopakami. Musimy
wiedzieć, co się dzieje w Miami.
Widzę
Stylesa pod drzewem z papierosem w gębie.
-
Witaj - podchodzę bliżej. - Coś nowego?
-
Złapali dziewczynę McKagan'a. - mówi z uśmiechem.
-
Coś gada? - pytam zadowolony. Przynajmniej coś.
-
Jak najęta, ale połowa to kłamstwa.
-
Dowiem się w końcu czegoś?
-
Pracują nad nią.
Kiwam
głową i też odpalam papierosa. Patrzę na Stylesa. On chyba woli ciepłe kraje.
No
ale grymasić nie może. Gadamy o następnej akcji kiedy Harry pokazuje żebym się
odwrócił.
-
chyba wstała - pokazuje na zapalone światło.
-
Dobra, idę. Siedź i się nie pokazuj - mówię i wracam do domu.
-
To moja specjalność.
Kręcę
głową, ale już się nie odwracam. Ściągam buty i podwijam rękawy swetra. Wchodzę
do kuchni.
Courtney
siedzi przy wyspie i skubie bułkę.
-
Co tak marnie? - pytam, wstawiając wodę na herbatę.
-
Nie wiedziałam na co masz ochotę. - tłumaczy robiąc dziubek, żebym ją
pocałował.
Muskam
jej słodkie usta.
-
Wyspałaś się, kotku?
-
Wyspałam choć, gdy się obudziłam to nie było cię w łóżku.
-
Przepraszam - mówię i wyciągam kubki z drewnianej szafki.
Zalewam
je wodą.
-
Więc.. Co ty na to żeby pójść na narty? Mamy tu narty prawda?
Kiwam
głową, stawiając przed nią herbatę. Zabieram jej tę bułkę i robię porządne
kanapki.
-
Jak zjesz, to pójdziemy.
-
Oczywiście, że nie. Będziemy musieli poczekać.
-
Jedz - siadam obok niej.
Ona
jednak od razu przesiada się na moje kolana.
Piję
herbatę i ją karmię. Ma dobry humor. To dobrze. Jestem pewien, że nie umie
jeździć na nartach.
Ona
i jakiekolwiek aktywności fizycznej oprócz sexu to raczej nie zbyt lubiące się
połączenie. Poza tym kiedy miała się nauczyć? W domu dziecka? Nie sądzę. Moja
Courtney to leniuszek. Lubi gdy ją uczę, nie stara się specjalnie, ale
przynajmniej sprawia jej to przyjemność.
-
Kochanie, idź się ubrać. Tylko ciepło. I przynieś mi spodnie, okej? Muszę
zadzwonić - klepię ją w udo.
-
Do kochanki? - pyta mrużąc oczy.
-
Tak. To moja trzecia. Tylko nikomu nie mów.
-
Zastanowię się - mówi i zeskakuje.
-
Idź - klepię ją w tyłek. Wysyłam Harryemu smsa i idę zanieść sprzęt do
wynajętego auta.
Styles
będzie się kręcił gdzieś wokół stoku i na bieżąco mnie informował.
To
jest właśnie magia tego wszystkiego jak małe słuchawki czy co innego. Courtney
musi być bezpieczna. Tym bardziej, że jeśli mój wróg stracił swoją dziewczynę,
jeszcze bardziej może chcieć mieć moją. A na to pozwolić nie mogę.
Nie
ma nawet takiej opcji. Nie i już. Koniec. Brunetka wskakuje do auta, ale od
strony kierowcy. Chyba coś jej się w tą piękną główkę stało..
-
Przesiadaj się - mówię. Zabieram kluczyki i idę przebrać spodnie.
-
Ja prowadzę! - krzyczy za mną.
Jej
nie doczekanie. Wracam do niej chwilę później. Otwieram drzwi od strony
kierowcy.
-
Przesiadaj się i nawet nie dyskutuj. Nie będziesz prowadzić. Po pierwszy nie
znasz terenu, po drugie jest ślisko i pada śnieg. Nie zamierzam wylądować w
szpitalu. Limit się wyczerpał.
-
Jestem genialnym kierowcą kochanie - robi słodkie oczka.
-
Wiem, świetnie prowadzisz - głaszczę jej policzek. Pochylam się i delikatnie ją
całuję. - Ale będzie lepiej jeśli dzisiaj to ja poprowadzę. Odpocznij sobie,
co? - lekko łapię ją za łokieć.
-
Ale będę mogła wracać?
-
Zastanowię się. Będziesz zmęczona nauką jazdy. Chodź - pomagam jej wysiąść,
dalej całując.
Uśmiecha
się w moje usta i oplata moją szyję bardzo ciasno.
Prowadzę
ją kolanami w stronę drugich drzwi. Uwielbiam ją przekonywać. Broń zawsze
działa. Nawet nie orientuje się kiedy siedzi już na miejscu pasażera.
Ja
wsiadam za kierownicę i ruszam na stok. Otaczają nas wysokie góry pokryte
śniegiem. Jedziemy dosłownie białą doliną. Żadnego innego koloru prócz ciemnego
asfaltu. Podoba mi się. Courtney wydaje się być równie ujęta tym widokiem. W
Miami nie ma śniegu. Nigdy nie pada. Przypuszczam, że nie widziała go na oczy.
To jest możliwe. Uśmiecha się pod nosem i nawet nie marudzi jak to zwykle ma w
zwyczaju. Parkuję obok kilku aut. Nie ma wielu osób. To nie jest okres ferii.
Jednakże dobrze, że nie będziemy sami. Ciągle jesteśmy, a przecież Courtney
powinna przebywać z innymi. Jest młoda.
Na pewno chce się pobawić, czasem napić. Często próbuje wyciągnąć mnie na
imprezę, ale ja po prostu nie mam czasu, albo jestem zmęczony po całym dniu
roboty. Nie chcę jej ciągle odmawiać. Takie rzeczy nie są dla mnie, nie jestem
nastolatkiem. Ale mam młodą dziewczynę i dla niej wszystko.
Wychodzimy
z auta i bierzemy cały sprzęt z bagażnika. Pomagam wpiąć narty małej. Łapie
równowagę. Okej. Wjeżdżamy na stok. Ona nie umie, a ja przy niej się połamię.
Pierwsza
godzina jest na prawdę horrorem. Courtney ani trochę nie ułatwia mi sprawy.
-
To nie jest trudne - mówię wolno. - Pługiem, Courti się zatrzymujesz. Możesz
jechać tak cały czas, ale to żadna prędkość.
-
Bo dla ciebie wszędzie najlepiej jest szybko.
-
Czyżby? - prycham. Zaraz ją zepchnę na sam dół.
-
Właśnie tak. Jeździsz jak szaleniec... i wszystko inne też - dodaje ciszej.
-
O nie skarbie. To ty szybciej dochodzisz.
-
A dlaczego? Bo jest szybko - zaznacza ostatnie słowo i przewraca się na tyłek.
-
Teraz to cudujesz - wzdycham i patrzę w niebo. Co ja Ci takiego uczyniłem?
-
Jasne. Najlepiej to mnie tu zostaw. Samą. Zdaną tylko na siebie. Zamarznę na
śmierć, a potem jeszcze dostanę kataru.
Pokazuję
na nią palcem. Ktoś jej kiedyś musi ukrócić ten języczek. Łapię dziewczynę za
ramię i pomagam wstać.
-
Dzięki - burczy pod nosem i poprawia kask.
-
Jeszcze słowo, a gdy wrócimy do domku przełożę cię przez kolano i dostaniesz.
Nie żartuję.
-
Nie możesz tego zrobić. Jestem twoją dziewczyną, a nie dzieckiem. - prycha i
pokazuje żebym dalej ją uczył.
-
No właśnie o tym mówię, dziecko by nie dostało. Zjeżdżaj tak jak ci
pokazywałem. Albo nie...- odwracam się i łapię ją za ręce. Jadę tyłem.
Uśmiecha
się szeroko i wystawia mi język. Zaczyna poruszać naszymi rękami i śmiesznie kiwać
głową.
Moja
zabawna Courtney. Nigdy nie zrozumiem skąd w niej tyle energii.
-
Dasz mi ciumka? - pyta słodko.
-
Jesteś rozkoszna - stajemy na dole. Ściągam jej kask
Poprawia
sobie włosy i rozpina trochę kombinezon.
-
Tomlinson, dawaj ciumka - powtarza zniecierpliwiona.
Przyciągam
ją gwałtownie do siebie. Wjeżdża nartami między moje. Trzymam dziewczynę mocno
przy sobie i napieram na jej chłodne wargi.
Gdyby
nie moje ramiona na bank leżałaby już na dupie w śniegu. Tak oddaje pocałunek i
to bardzo intensywnie.
Coś
mi się wydaje, że ona nie da mi odpocząć. Nie ma takich szans.
..Dasz mi ciumka?'' Haha, oni są mega slodcy;)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
To najsłodsza para świata :D
OdpowiedzUsuńJacy oni słodcy ;) daj ciumka <3
OdpowiedzUsuńAwwww kocham ich po prostu tak koncowka awwww *______* sa meeega slodcy *-* czekam na kolejny :* @nxd69
OdpowiedzUsuńJacy oni są słodcy *.* Po prostu stworzeni dla siebie :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Jacy słodcy są razem :) czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich
OdpowiedzUsuńTacy mega słodcy
Wszyscy ich kochamy
Ciumka dawaj :*
Juz czekam na następny <3
Takiej uroczej pary jak oni to już dawno nie było. Są po prostu przesłodcy! Uwielbiam ich! Widzę, że Louis zadbał o wszystko! Biedny Harry.. Musi tu z nimi być i mieć się na baczności. Nie wiem, czy ja bym tak chciała...No ale cóż! Courtney musi być bezpieczna ( i całe szczęście, że nie prowadziła samochodu:))
OdpowiedzUsuńRozdział był naprawdę przyjemny, miło mi się go czytało. Coś mi się wydaje, że w następnym coś się wydarzy.
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze perfect ❤❤ Idealna para :**
OdpowiedzUsuń