środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 9

Untitled
Wreszcie załatwiłem tego chuja. Martwy już w ogóle nie zagraża moim bliskim. Złamana ręka to małe szkody jak na takie zwycięstwo.
Mam ogromną satysfakcję. Nie żyje. Leżał pod moimi nogami, kiedy jeszcze go katowałem. Tak łatwo nie umarł. Musiałem się zemścić, więc była niezła zabawa. No, a teraz kończą zakładać mi ten gówniany gips. Siedzę niecierpliwie. Chcę wrócić do domu.
Po prawie pół roku wreszcie mam jeden, dosyć spory, problem z głowy. Jestem znacznie spokojniejszy. Teraz wszyscy są bezpieczni. Dobra, nie do końca. Zawsze będę mieć wrogów. Biorę udziały w różnych akcjach. Nie każde są łatwe. Nie mam wielu fanów. Ale cóż... Biorę wszystkie papiery i opuszczam pomieszczenie. Pod szpitalem czeka Niall już z zszytym łukiem brwiowym.
- Masz tydzień wolnego - mówię i wsiadam do auta.
Czekam, aż dołączy. Nie jestem miłosierny. Po prostu wolę dać mu urlop niż dostać opierdol od Caroline, która uwielbia mnie denerwować. Łatwo nie odpuszcza. Czasem wręcz przeraża. Jak się nakręci to już... Długo starałem się trzymać ją z dala od swojej dziewczyny. Ale tydzień temu spotkały się w sklepie gdy byliśmy na zakupach.
To było...To było bardzo złe. Wystarczyła chwila, a prawie wygadała wszystko Courtney. Jednakże udało się Ją powstrzymać.
Horan przemówił jej do rozumu. Jednak teraz dziewczyny spotykają się często. Obaj doszliśmy już na początku że to nie jest dobrze. No ale nic nie da się zrobić. Polubiły się.
- Widzimy się jutro w klubie - mówię do Nialla. - Masz wolne, ale wieczorem przyjdź. Nie wiem jak wytrzymam sobotę. Ojciec wpada na pokera - mruczę.
- Znowu wszystkich ogra - śmieje się opuszczając auto, gdy jesteśmy pod restauracją gdzie umówił się z Caroline.
Gdy ona go widzi, od razu się uśmiecha. Chwilę potem staje się przerażona. Błagam. To tylko łuk brwiowy. Przenosi na mnie wzrok. Macham jej i szybko odjeżdżam. Teraz czas zmierzyć się z moją księżniczką. Już słyszę te serki pytań.
To będzie mordęga. No, ale właśnie dla niej idę do tego głupiego klubu. Mam tysiąc innych zajęć. Nieważne. Dla niej wszystko. Zwalniam, ręką zmieniając biegi i prowadząc.
Pod domem siedzę w aucie jeszcze jakieś piętnaście minut. Muszę wymyślić dlaczego nie było mnie całą noc. Chyba nie czas na prawdę. Jeszcze nie. Wyciągam z marynarki broń i chowam ją do schowka. Co mogę powiedzieć? Miałem wrócić późno. Wiedziała o tym. No ale trochę się przedłużyło.
Wysiadam mając już gotową historię. Za chwilę jej powiem. Kiwam głową na Rileya. Wchodzę do środka. Nie dopadła mnie w drzwiach. Czyli jeszcze nie wie, że wróciłem.
Ściągam marynarkę i schodzę po schodku. Nalewam do szklanki brandy. Potrzebuję się rozluźnić. Jestem zadowolony i będę przez dłuższy czas. Nawet mała nie wyprowadzi mnie z równowagi. Będzie musiała przyjąć to co jej powiem do wiadomości. Nie pozostawię jej wyboru.
- Kochanie! - siadam na kanapie i piję bursztynowy napój. Jak dobrze. Wyciągam nogi przed siebie. Jestem zmęczony, ale zbyt szczęśliwy, żeby iść spać.
Słyszę szybkie kroki na piętrze i po chwili zbieganie ze schodów.
Odwracam głowę do wejścia. W nim pojawia się brunetka. Nie pomalowana i w dresach. Już otwiera buzię, ale ją zamyka. Patrzy na mnie uważnie marszcząc brwi.
- Chodź - pokazuję, żeby podeszła. Wygląda uroczo. Poprawia mi humor jeszcze bardziej. Pewnie się uczyła.
- Ja się martwię, a ty jak gdyby nigdy nic pijesz. - mówi głośno
-  Bo mam powód - uśmiecham się szeroko. Wyjątkowo. - Złapali twojego prześladowcę i moja firma podpisała ważny kontrakt. Dlatego mnie nie było. Potem Niall chciał mnie odwieźć, ale miał stłuczkę.
- Rozumiem, że świętował...co z twoją ręką? - pyta zauważając gips.
- No właśnie mówię, że to przez stłuczkę - wyjaśniam. - Nic poważnego. Prawą mam sprawną i tymi palcami będę cię dotykał.
- Chyba śnisz. - prycha dalej nie ruszając się z miejsca. - Mogłeś zadzwonić.
- Nie mogłem. Siedziałem pół nocy na izbie przyjęć. Chodź do mnie - mówię stanowczo. - Cieszę się, że już nic ci nie grozi.
- Jest ósma rano, a ty pijesz. - pokazuje palcem na szklankę. - Wczoraj było ci za mało świętowania?
- Chodź tu i przestań zachowywać się jak moja matka - warczę. - Mój humor zaraz się ulotni i nie usiądziesz na tyłku.
- To chyba ja z naszej dwójki mam prawo być zła - podchodzi do fotela i siada na jego oparciu.
Nie odpowiadam. Patrzę w prawie pustą szklankę. Zdaję sobie sprawę, że zacznę  niedługo za nią nie nadążać. Będzie chciała próbować nowych rzeczy, zwiedzać świat, uczyć się wszystkiego. Jeśli dalej będę ją okłamywać, po prostu ją stracę. Mimo że mogę zapewnić jej tak wiele, odejdzie. Tego się boję. Tylko tego. Nie boję się lufy wycelowanej we mnie czy bomby w domu. Boję się, że zostanę sam. Bez Courtney, którą kocham. Kocham za to kim jest, czyli sobą. Muszę w końcu przestać to odwlekać i jej powiedzieć. Nie dzisiaj. Zdecydowanie nie. Ale jak najszybciej. Czeka nas na prawdę ciężka rozmowa.
- Co z tą ręką? - pyta widząc, że nie mam zamiaru jako pierwszy przerwać milczenia.
- Jest złamana. Nic poważnego - odstawiam szklankę i łapię dziewczynę za ramię od razu ściągając ją na moje kolana.
Kiwa głową patrząc uparcie przed siebie.
- Mam prezent - trącam nosem jej ramię.
- Masz mnie za przekupną?
- Nie, po prostu mam prezent. Jest w marynarce.
Patrzy na materiał leżący za nią i wraca wzrokiem do mnie.
- Sięgniesz, jedną rękę masz zdrową.
- Przeginasz - ostrzegam ją.
- Proszę - ciska nią w mój brzuch i poprawia się na moich kolanach.
Wyciągam z marynarki małe pudełko. Podaję dziewczynie.
- Co to jest? - pyta cicho niepewnie otwierając podarunek.
Na czerwonej poduszce leży złota bransoletka. Ma kilka zawieszek. Broń, róża, czereśnia, L. Nie było problemu, aby coś takiego zamówić. Po prostu chciałam, żeby mnie przy sobie miała.
~ Courtney ~
Biorę pudełeczko do ręki, a serce wali mi jak szalone. To już? Właśnie teraz? Patrzę przelotem na mężczyznę i otwieram prezent.... Bransoletka. Piękne, ale to bransoletka.... Biorę głębszy oddech i uśmiecham delikatnie.
- Śliczna, dziękuję.
- Nie ma za co - mruczy. Może źle myślałam. Przecież jakby Louis chciał się oświadczyć to zrobił by to w inny sposób. Na pewno. W jakiś specjalny. Warty zapamiętania.
- Dlaczego róża i pistolet?
- Całego ogrodu nie mogłem tu zamieścić. Jestem wybuchowy. Jak to - pokazuje na zawieszki.
- Dziękuję - powtarzam i zawieszam ją na nadgarstku.
- Idę pod prysznic. Potem pojedziemy na zakupy. Wybierzesz sobie sukienkę na jutro.
- Co jest jutro? - patrzę na niego przeszukując myśli. Nie kojarzę niczego szczególnego.
- Impreza - przypomina mi.
- Sama pojadę. Ty lepiej się połóż. Za tobą ciężka noc. - mówię dalej z żalem.
Wiem, że robię się nieznośna i to mnie przeraża, ale czasem mam wrażenie, że nie traktuje mnie poważnie.
- Nie jestem zmęczony. Pojadę z tobą, może ci podpowiem - całuje mnie w policzek. - Wstawaj.
Zsuwam się z niego żeby mógł wstać. Gdy znika na górze, sama też idę się ogarnąć. Nigdy nie myślałam, że będę miała szafę pełną ubrań tak drogich, o jakich nawet nie śniłam. Nie myślałam o kolekcji butów ani o pięknej biżuterii. Nie spodziewałam się służby na skinięcie palca. Naprawdę. Chciałam tylko wyprowadzić się z domu dziecka. Zacząć od nowa. Po swojemu. A zaledwie rok po jego opuszczeniu znalazłam kochającego chłopaka, który daje mi wszystko. I nie mam na myśli tych skarbów i pieniędzy. Chodzi mi o miłość, poczucie bezpieczeństwa, przyjaźń i szczęście. A zaledwie rok po jego opuszczeniu znalazłam kochającego chłopaka, który daje mi wszystko. I nie mam na myśli tych skarbów i pieniędzy. Chodzi mi o miłość, poczucie bezpieczeństwa, przyjaźń i szczęście. Louis jest starszy, ale przez to dojrzalszy. Wie więcej. Dopasowujemy się. On mnie czasem przystopuje, a ja go czasem rozbawię. Lubię, kiedy się uśmiecha, bo robi to tylko dla mnie lub przeze mnie. To miłe.  Czuję się wtedy wyjątkowa. Wiem, że to mam tylko ja.
Kocham go i nie zamierzam odejść. On wytrzymuje ze mną, gdy mam okres, a ja wytrzymuję z nim, gdy ma problemy w firmie. Dopełniamy się całkowicie. Każdego dnia dziękuję niebiosom za to co mnie spotkało. Uśmiecham się pod nosem. Okej, więc jestem szczęśliwa. To właśnie czuję. Zadowolona przeglądam swoje ubrania. W końcu decyduję się na kombinezon w kwiaty. Do tego biorę czarne koturny i lekko się maluje. Zakładam nowy prezent i wychodzimy.
Wsiadam do swojego białego, dużego volvo. Za mną wyjeżdża Trevor. Przyzwyczaiłam się do ochrony. Cieszę się, że mogę prowadzić, bo Louis wypił. Przez całą drogę żadne z nas nie mówi ani słowa. Może to i lepiej. Tylko byśmy się pokłócili. Chwila odetchnienia dobrze nam zrobi.
Czasami mam wrażenie, że czegoś nie rozumie, że coś nie jest jasne i omija mnie szerokim łukiem. Nie do końca wiem co. To bardzo dziwne uczucie. Może i jestem na niego zła, ale przez tą jego rękę mi go szkoda. Nie umiem się na niego długo gniewać. Na w sobie takie coś, że... mógłby ze mną zrobić co tylko by chciał. Łatwo mu ulegam. Wiem to, ale nic nie poradzę. Ma taki wpływ. Kręcę głową sama na siebie. Parkuję między autami na samej górze centrum handlowego. Wysiadam, a Louis za mną. Zamykam auto i wchodzimy do środka galerii. Od razu kieruje się do sklepu gdzie zazwyczaj kupuje suknie.
- Możemy iść najpierw gdzie indziej? - pyta Louis, gdy przekraczamy próg. - Proszę.
- Tu najprędzej coś znajdę.
- Przyjdziemy za chwilę - łapie mnie za ramię i zawraca.
- Jeśli chcesz coś kupić, możemy się rozdzielić.
Nie odpowiada, tylko wyprowadza mnie ze sklepu. Zerka przez ramię, a potem idzie ze mną dalej. Muszę szybko przebierać nogami, żeby móc za nim nadążyć. Wchodzimy do Zary. No dobra. To było dziwne. Idę między wieszaki. No cóż... Chyba poświęcę trochę czasu i poszukam moje chłopakowi dobrego terapeuty. Zaczynam się o niego martwić. W moje ręce wpada śliczna czerwona suknia. Piękna…Od razu się w niej zakochuje. Będzie idealna na jutro. Oczywiście, jeśli będzie pasować.
Od razu znikam z moim nowym nabytkiem w przymierzalni.
Zakładam ją i przeglądam się w lustrze. Plecy są odkryte. Z przodu jest spore rozcięcie. Widać całą długość mojej nogi. 

Podoba mi się. Jest odważna, ale elegancka. Wydaje mi się, że Louisowi też przypadnie do gustu.
Wychodzę z przymierzalni. Siedzi na kanapie i ogląda magazyn.
- Lou.. - mówię na tyle głośno żeby usłyszał i do niego podchodzę.
Podnosi głowę i lustruje mnie wzrokiem.
- Courtney, wiesz jak w tym wyglądasz? Jak królowa. Ale nie pójdziesz w tym, bo wszystkim stanie.
- Chyba trochę Przesadzasz.. - przejeżdżam po materiale.
- Chyba jednak nie przesadzam - pokazuje na swoje spodnie.
Otwieram szerzej oczy. On jest z tym niemożliwy. Szybko do niego podchodzę i kładę mu poduszkę na krocze.
- Chowaj to.
- To się przebierz - mruczy. - Możemy kupić tę sukienkę, ale jutro będę chodził tak całą noc i w końcu przelecę się w łazience.
- Nie możesz napatrzeć się i przyzwyczaić?
- Nie mogę - przygryza dolną wargę.
- Louis - ganię go. - Ja pytam poważnie.
- Kup sobie, przecież ci nie bronię - wstaje i idzie do innych wieszaków.
Jejciu niech on jakoś zasłoni tą wieże. No i co ja mam teraz zrobić? Przynosi mi sukienkę. Trochę inną. Łapie mnie za rękę i wciąga di przebieralni.
- Ta mi się bardziej podoba - pokazuje na kreacje na sobie.
- Domyślam się - mruczy i przypiera mnie do ściany.
- Nie zniszcz sukienki.
- To ty będziesz klękać - wzrusza ramionami, całując mnie po szyi.
- A co jeśli nadal jestem zła? - pytam uśmiechając gdyż nie może tego zobaczyć.
- Nie wierzę - mówi i zasysa skórę, zostawiając na niej ślad.
Odsuwam go i zdejmuje sukienkę. Nie chce jej pobrudzić. Jest za ładna. Zawieszam ją i rzeczywiście klękam przed mężczyzną.
Lou łapie mój podbródek.
- Naprawdę potrzebuję twojej pomocy, sama widzisz co potrafisz.
- Pójdę jutro w tej sukience i kropka - mówię i rozpinam pasek, a potem guzik i suwak. Już przez bokserki widać, że jest twardy jak cholera.
I to naprawdę wszystko przeze mnie. Czuję lekką satysfakcję. Najpierw dotykam go przez materiał. Potem zsuwam bokserki.
Duży i gotowy jak zawsze. Składam na nim kilka pocałunków i zaczynam drażnić językiem.
- Kurwa - Louis klnie i wplątuje palce w moje włosy.
- Coś nie tak? - pytam słodkim głosem.
- Cicho - przygryza wargę.
On coraz częściej staje się bardziej stanowczy względem mnie. Nie karze mu dłużej czekać i biorę go do ust.
Louis powstrzymuje się od jakichkolwiek dźwięków, aby nikt nas nie przyłapał. Ja bym miała z tym problem. Nigdy nie umiem być cicho podczas orgazmu. Nie przejmuje się tym szczególnie w domu, ale w miejscu jak sklep. Mogło by być nie ciekawie. Przyśpieszam, chcąc dać mu ulgę. Poza tym wtedy wyjdziemy stąd. Tak to z problem byłoby ciężko. Louis syczy, ciągnąc za moje włosy. Jestem pewna, że mięśnie jego brzucha spinają się i rozluźniają, a on za chwilę dojdzie.
Znam go tak dobrze. Potrafię to stwierdzić jedynie po nawet najmniejszym szczególe. Nie mylę się. Czuję na języku to co mi daje i staram się wszystko połknąć. Nie sprawia mi to większego problemu, choć szczerze tego nie lubię. Ale Louis nie musi wiedzieć wszystkiego.
Ocieram usta i wstaję. Ten smak jest po prostu trochę dziwny. Ale przynajmniej mi się nie cofa.
- Problem z głowy - mruczę ubierając swój kombinezon.
- Teraz możemy wrócić do tam tego sklepu. Może jeszcze sobie coś wybierzesz.
- Chyba nie potrzebuje nic więcej, ale możemy zajrzeć. - płaci i wychodzimy z lokalu.
Przechodzimy się jeszcze po centrum. Kupuję buty i Louis sobie koszulę. Po lunchu wracamy. Pod domem jesteśmy dwie godziny później gdyż ja w przeciwieństwie do niego nie jeżdżę jak pirat.
Wysiadam, a Louis zabiera zakupy. Nawet jedną ręką ze wszystkim sobie radzi.  Otwieram mu drzwi i wchodzę zaraz za nim. Ładnie pachnie. Gabriell zapewne zrobiła jakąś zapiekankę.


10 komentarzy:

  1. Pierwsza ❤
    Rozdział jak zawsze super :**
    Wyznanie Courtney najlepsze!! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział
    Cieszę sie ze maja juz z głowy tego wroga
    Ale dlaczego Lou jej o wszystkim nie powie
    Ona go zostawi jak dowie sie nie od niego
    Cos czuje ze wszystko wyjdzie na jaw na imprezie
    Mam zle przeczucia :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej swietny rozdzial czekam na nastepny. Mam pytanie ty pisalas Never say never o Lou i jego corce, i o dziewczynie z rodzunnego miasta Harrego, moglas by je napisac jeszcze raz to bylo moje ulubione opowiadanie i czesto czytalam je ponownie . Prosze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jestem w stanie przepisać całego opowiadania.

      Usuń
    2. Hmm hej dziekuje za odpowiedz, troche smutno mi z tego powodu no ale trudno, dziekuje i czekam na kolejne rozdzialy

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń