niedziela, 25 października 2015

Rozdział 15


~*~
Siedzę na zajęciach i modlę się nad egzaminem. W tym czasie Louis ma operację, ale operują go najlepsi, więc nie powinnam się denerwować. Nie mogę zawalić testu. Jednak nie potrafię się skupić. Po prostu nie daje rady. Moje myśli ciągle krążą tylko wokół Louisa. Na pewno da radę. Chociaż to bardzo ciężki zabieg, wierzę, że nie będzie komplikacji.
- Kurwa... – oddaję praktycznie pustą kartkę i taksówką jadę do szpitala.
Mama Lou siedzi w poczekalni. Z nerwów bawi się końcem zielonej sukienki. Trevor z Niallem chodzą po korytarzu. Siadam obok kobiety i całuje ją w policzek. Boże. To najgorsze godziny w moim życiu. Obejmuje mnie ramieniem i przytula. Denerwujemy się tak samo.
Sama nie wiem po jakim czasie wychodzi lekarz.
- Pan Tomlinson teraz odpoczywa, ale operacja się udała – oznajmia nam.
- Mogę do niego wejść?
- Proszę - mówi. - Ale on śpi.
Kiwam głową i po cichu wchodzę do środka. Louis śpi tak spokojnie. Na klatce ma duży opatrunek.  Będę się opiekować tym jego nowym serduszkiem najlepiej jak będę umiała.
Uśmiecham się lekko i siadam obok niego. Wreszcie będzie dobrze. On będzie zdrowy, my nie będziemy się kłócić.
Przychodzę do niego codziennie. Długo rozmawiamy. Louis szybko dochodzi do siebie, ale pilnuje go bardzo tak czy tak.
~Louis~
W końcu mogę wrócić do domu. Naprawdę to duża ulga. Muszę pracować. Tyle spraw na mnie czeka. Nie potrzeba mi wakacje. Dobrze się czuję i jestem gotów opierdalać moich pracowników. Wiele rzeczy jest do nadrobienia. Wiem, że ojciec tam czuwał, ale to jednak nie to samo. Trzeba się też zająć ślubem i opić w końcu zaręczyny. Już nie chcę nic odkładać. Moje życie jest pełne ryzyka. Zawsze coś się może stać. Trzeba działać szybko i bez zastanowienia. Spontanicznie.
Wychodzę ze szpitala. Idę w stronę auta. W nim czeka Niall.
- jest z twoją mamą na zakupach.
- Dobrze. Co u ciebie? - pytam.
Wszyscy ostatnio skupili się na moich problemach.
- Caroline jest w ciąży. - mówi dumnie.
- Stary, gratuluję - odpowiadam. 
- Dzięki - wchodzimy do auta i jedziemy.
Mam nadzieję, że będzie miał córkę. Naprawdę. To ja chcę mieć pierwszy syna.
W domu są wszyscy. Moja narzeczona zorganizowała przyjęcie powitalne. Pięknie wygląda w pudrowej sukience. Włosy ma pofalowane i ten jej uśmiech...Roztapia moje serce. Podchodzę do niej i łapię w talii.
- Dziękuję - mruczę i ją całuję, a pocałunek pobudza każdy mój nerw.
Kocham ją tak bardzo, że to czas aż nie do zniesienia. Jest całym światem.
Często zmęczony będę wracał z pracy, a ona będzie na mnie czekać. Czy to nie piękne?
- Wreszcie w domku - mówi w moje usta z uśmiechem.
Odrywam się od niej z niechęcią. Witam wszystkich gości. Mama, ojciec i cala reszta gangu, a trochę nas jest. Horan z Caroline oficjalnie mówią o dziecku i otrzymują masę gratulacji. Mi się z tym nie spieszy. Naprawdę. Nawet po ślubie. Nie jestem człowiekiem, który ma ochotę przewijać pieluchy. Poza tym Courti studiuje. Jest młoda. Nasze obecne, wygodne życie bardzo mi odpowiada. Nie jesteśmy zobowiązani. Siedzę z nią na kanapie. Pije szampana. Kupię kota. Malutkiego kotka. Będzie miała na kogo przelać swoją opiekuńczość i instynkt macierzyński.
Ja lubię zwierzęta, wiec nie będzie mi to przeszkadzać. Okej. Jutro rano jej kupię kota.
- Przyniosę ci leki - całuje mnie krótko i wstaje. Znika w kuchni.
Wzdycham głośno. Nie jestem kaleką. Naprawdę. Nie chcę, żeby obok mnie chodziła. Ona jednak nawet w szpitalu pilnowała mnie bardziej niż służba lekarska. Za bardzo się martwi. Nie powinna. Wraca ze szklanką wody i kilkoma pigułkami.
Biorę ją na kolana. Połykam leki. Jak narkoman.
- Grzeczny chłopczyk - patrzy jak wypijam wodę.
- Misiu, nic mi nie jest. Dam sobie radę z tabletkami. Pamiętam o nich.
- Bardzo dobrze - całuje mój policzek.
- Będę mieć jutro niespodziankę.
- Co takiego? - pyta siadając na mnie okrakiem jakbyśmy byli sami, a ona nie miała krótkiej sukienki.
- Kotku, proszę cię. Tu są faceci - mówię.
- Jak to się ma do niespodzianki?
- Nie ma. Nie powiem ci.
- No proszę - robi tą swoją minkę.
- Dostaniesz kotka - uśmiecham się. Nie powstrzymuję się.
- Kotka? Prawdziwego?
Kiwam głową. Tylko muszę, któregoś chłopaka poprosić, aby go załatwił.
- Dziękuję - mocno mnie całuje.
Jezu.  Dawno tego nie robiła. Ostatnio ze wszystkim uważa.
A tu od razu czuję jej język. Można powiedzieć, że pocałunek jest wręcz brutalny.
Kładę ręce na jej biodra. Po co będę ją powstrzymywać? Nikt i tak nie zwraca na nas uwagi.
Zdecydowanie to ona ma tym razem prowadzenie. Całuje mnie jak szalona. Odrywa się i momentalnie wznawia pieszczotę.
Zaraz mi stanie. Przysięgam. Za chwilę będę mieć powstanie.
- Dziękuję.. - powtarza w moje wargi.
- Nie masz za co. Chodźmy na górę...- proponuję.
- Masz gości - gani mnie jakby to nie byli domownicy.
Wzruszam ramionami. Piją, jedzą. Dadzą sobie radę. A ja bym tak popieścił narzeczoną.
- Tak jest nieładnie - przeczesuje moje włosy i siada obok mnie.
Nie odpowiadam. Biorę krakersy. Pyszne. Naprawdę. Świetne są. Kocham to. Do końca wieczoru staram się skupiać na takich kretyńskich rzeczach.
Siedzę rozparty na kanapie i przełączam kanały. Nie bardzo interesuje to wszystko dokoła. Cieszę się, że tu są, ale spędziłem w szpitalu ponad miesiąc. Moja maleńka wygląda dzisiaj tak pięknie. Chodzi między nimi starając się zabawić każdego choć przez chwilę.
Jest beztroska i miła. Ona nie umie kogoś urazić. Po prostu sama zraniłaby siebie. Patrzę na Harry'ego, który siada obok mnie i próbuje zabrać mi krakersy. Odsuwam rękę
z miską. Wpycham do ust garść.
- Weź sobie swoje - mamroczę.
- Uprzejmy jak zwykle - prycha i dołącza się do oglądania meczu.
- Kurwa - warczę.
Gramy time break. Jeśli zjebią to...Chociaż zacięci są. Punkt za punktem. Przenoszę wzrok na Courtney jak co dwie minuty.
Siedzi teraz na kolanach Nialla i rozmawia z Caroline. Dziewczynom jak zwykle nie kończą się tematy. Mam nadzieję, że nie udzieli jej się teraz matkowanie. Szybko wybiję jej to z głowy.
Ojcostwo nie dla mnie. Mamy teraz inne priorytety. Chociażby nas. Tak. Właśnie my jesteśmy najważniejsi.
Odstawiam miskę i podnoszę się, przeciągając. Nie wolno mi jeszcze pić. Tęsknię za whisky, ale dam radę. Poza tym Courtney wydrapała by mi oczy. Jestem tego pewien.
Z lekami nie wolno mieszać alkoholu. Tak, tak, tak. Wiem. Palić też nie mogę. Seksu mi zabrania. Kurwa jak żyć, jak żyć. No i po co?  Wszystko co najlepsze to mi zabraniają.
Marudząc pod nosem, idę do kuchni. Szukam po szafkach ziółek.
Uspokoję się, wyciszę i łatwo zasnę.
- No stary, dzisiaj musisz spocząć - mówię do spodni.  Stukam palcami o blat, czekając aż się woda zagotuje.
On jednak nie szczególnie mnie słucha, zwłaszcza kiedy pierdolony mózg podsuwa mi obrazy. A co ma pod spodem? Koronkę? Gorset? Boże. Zwariuję.
- Louis? - obok mnie pojawia się Niall. - Kazała mi sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Tak, okej. Wszystko jest w porządku - zapewniam. Poprawiam opięte jeansy.
- Herbatka?
- Chcesz jedną? - pytam sarkastycznie.
- Raczej nie - kręci głową ze śmiechem.
Wywracam oczami i nalewam wodę. Szybko zaparzam napój.
Razem wracamy do salonu. Części osób już nie ma. Cała impreza kończy się przed północą. Żegnam się ze wszystkimi i idę na górę. Słyszę, że Courtney jest już pod prysznicem.
Odpuszczę jej dzisiaj. Rozbieram się i wchodzę do łazienki, aby umyć zęby.
- Kto tam? - pyta zza szkła.
-  No nie wiem...Ja?
Słyszę jak mnie przedrzeźnia chichocząc. Co za kobieta. Pochylam się nad umywalką i myję zęby. Już mam wchodzić, kiedy ona również to robi. Podaję jej ręcznik. Nawet nie chcę patrzeć. Dla swojego dobra.
Ona oczywiście jedynie się wyciera i naga paraduje do sypialni.
- Courtney - jęczę, idąc za nią.
- Tak? - pyta beztrosko.
- Robisz to celowo.
- Co takiego?
- Chodzisz naga.
- Zawsze chodzę misiu. Inaczej się spocę, będę mokra, lepiąca i będę śmierdzieć.
- Wcale, że nie będziesz. Wymyślasz. A ja? Ja mam celibat - siadam na łóżku.
- Przykro mi. Na prawdę, przecież ja też na tym cierpię.
- Wcale nie. Mogę ci zrobić dobrze - wzruszam ramionami.
- Ja tobie teoretycznie też, ale to dalej są silne emocje skarbie.
Kręcę głową. Łapię jej biodra i ciągnę do siebie. Muszę zrobić tatuaż. Zasłonić bliznę na klatce.
- Daj ciumka..
Całuję ją zachłannie. Jej wargi uzależniają.
Kładzie dłonie na moje policzki i czuję jak się uśmiecha. Wsuwam język do jej ust. Mm…Uwielbiam te nasze pocałunki. Kładę się na plecach, a ona na mnie. To się źle skończy.
- Milusi jesteś - mruczy.
- No a nie?
Śmieje się i jeszcze raz cmoka moje usta. Klepię ją w tyłek i przewracam nas. Całuję ją po szyi. Schodzę niżej.
- Louis, no...
- Rozłóż nogi.
Posłusznie kiwa głową i spełnia moją prośbę. Klękam i całuję jej kobiecość. Ślicznie pachnie. Uwielbiam sprawiać jej przyjemność. To jak wygląda, jęczy...
Zamykam oczy i muskam ją językiem. Mój skarb. Wplątuje palce w moje włosy.
Trzyma je mocno nie pozwalając mi się odsunąć.  Kończy z głośnym krzykiem. Jestem zadowolony, że mogłem jej dogodzić.
Patrzy na mnie z uśmiechem i ciężko oddycha.
- Ubierz się.

Robi to i razem się kładziemy. Mocno się we mnie wtula i odpływam.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    Dobrze, że operacja Louis'a się udała :) Tylko niech się za bardzo nie przemęcza xD
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudowny i dobrze ze teraz jest wszystko dobrze <33 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny
    Juz się nie mogę doczekać aż Lou będzie zdrowy i nie będzie musial na siebie uważać xd
    Co to się będzie dzialo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. dskklfklmdfdsfdsfdsfdsfdfdsfdsfdfdsfdsfdsfdsffsdfds

    OdpowiedzUsuń