Siedzę
na zajęciach i modlę się nad egzaminem. W tym czasie Louis ma operację, ale
operują go najlepsi, więc nie powinnam się denerwować. Nie mogę zawalić testu. Jednak
nie potrafię się skupić. Po prostu nie daje rady. Moje myśli ciągle krążą tylko
wokół Louisa. Na pewno da radę. Chociaż to bardzo ciężki zabieg, wierzę, że nie
będzie komplikacji.
-
Kurwa... – oddaję praktycznie pustą kartkę i taksówką jadę do szpitala.
Mama
Lou siedzi w poczekalni. Z nerwów bawi się końcem zielonej sukienki. Trevor z
Niallem chodzą po korytarzu. Siadam obok kobiety i całuje ją w policzek. Boże.
To najgorsze godziny w moim życiu. Obejmuje mnie ramieniem i przytula.
Denerwujemy się tak samo.
Sama
nie wiem po jakim czasie wychodzi lekarz.
-
Pan Tomlinson teraz odpoczywa, ale operacja się udała – oznajmia nam.
-
Mogę do niego wejść?
-
Proszę - mówi. - Ale on śpi.
Kiwam
głową i po cichu wchodzę do środka. Louis śpi tak spokojnie. Na klatce ma duży
opatrunek. Będę się opiekować tym jego
nowym serduszkiem najlepiej jak będę umiała.
Uśmiecham
się lekko i siadam obok niego. Wreszcie będzie dobrze. On będzie zdrowy, my nie
będziemy się kłócić.
Przychodzę
do niego codziennie. Długo rozmawiamy. Louis szybko dochodzi do siebie, ale
pilnuje go bardzo tak czy tak.
~Louis~
W
końcu mogę wrócić do domu. Naprawdę to duża ulga. Muszę pracować. Tyle spraw na
mnie czeka. Nie potrzeba mi wakacje. Dobrze się czuję i jestem gotów opierdalać
moich pracowników. Wiele rzeczy jest do nadrobienia. Wiem, że ojciec tam
czuwał, ale to jednak nie to samo. Trzeba się też zająć ślubem i opić w końcu
zaręczyny. Już nie chcę nic odkładać. Moje życie jest pełne ryzyka. Zawsze coś
się może stać. Trzeba działać szybko i bez zastanowienia. Spontanicznie.
Wychodzę
ze szpitala. Idę w stronę auta. W nim czeka Niall.
-
jest z twoją mamą na zakupach.
-
Dobrze. Co u ciebie? - pytam.
Wszyscy
ostatnio skupili się na moich problemach.
-
Caroline jest w ciąży. - mówi dumnie.
-
Stary, gratuluję - odpowiadam.
-
Dzięki - wchodzimy do auta i jedziemy.
Mam
nadzieję, że będzie miał córkę. Naprawdę. To ja chcę mieć pierwszy syna.
W
domu są wszyscy. Moja narzeczona zorganizowała przyjęcie powitalne. Pięknie
wygląda w pudrowej sukience. Włosy ma pofalowane i ten jej uśmiech...Roztapia
moje serce. Podchodzę do niej i łapię w talii.
-
Dziękuję - mruczę i ją całuję, a pocałunek pobudza każdy mój nerw.
Kocham
ją tak bardzo, że to czas aż nie do zniesienia. Jest całym światem.
Często
zmęczony będę wracał z pracy, a ona będzie na mnie czekać. Czy to nie piękne?
-
Wreszcie w domku - mówi w moje usta z uśmiechem.
Odrywam
się od niej z niechęcią. Witam wszystkich gości. Mama, ojciec i cala reszta
gangu, a trochę nas jest. Horan z Caroline oficjalnie mówią o dziecku i
otrzymują masę gratulacji. Mi się z tym nie spieszy. Naprawdę. Nawet po ślubie.
Nie jestem człowiekiem, który ma ochotę przewijać pieluchy. Poza tym Courti
studiuje. Jest młoda. Nasze obecne, wygodne życie bardzo mi odpowiada. Nie
jesteśmy zobowiązani. Siedzę z nią na kanapie. Pije szampana. Kupię kota.
Malutkiego kotka. Będzie miała na kogo przelać swoją opiekuńczość i instynkt
macierzyński.
Ja
lubię zwierzęta, wiec nie będzie mi to przeszkadzać. Okej. Jutro rano jej kupię
kota.
-
Przyniosę ci leki - całuje mnie krótko i wstaje. Znika w kuchni.
Wzdycham głośno. Nie
jestem kaleką. Naprawdę. Nie chcę, żeby obok mnie chodziła. Ona jednak nawet w
szpitalu pilnowała mnie bardziej niż służba lekarska. Za bardzo się martwi. Nie
powinna. Wraca ze szklanką wody i kilkoma pigułkami.
Biorę
ją na kolana. Połykam leki. Jak narkoman.
-
Grzeczny chłopczyk - patrzy jak wypijam wodę.
-
Misiu, nic mi nie jest. Dam sobie radę z tabletkami. Pamiętam o nich.
-
Bardzo dobrze - całuje mój policzek.
-
Będę mieć jutro niespodziankę.
-
Co takiego? - pyta siadając na mnie okrakiem jakbyśmy byli sami, a ona nie
miała krótkiej sukienki.
-
Kotku, proszę cię. Tu są faceci - mówię.
-
Jak to się ma do niespodzianki?
-
Nie ma. Nie powiem ci.
-
No proszę - robi tą swoją minkę.
-
Dostaniesz kotka - uśmiecham się. Nie powstrzymuję się.
-
Kotka? Prawdziwego?
Kiwam
głową. Tylko muszę, któregoś chłopaka poprosić, aby go załatwił.
-
Dziękuję - mocno mnie całuje.
Jezu. Dawno tego nie robiła. Ostatnio ze wszystkim
uważa.
A
tu od razu czuję jej język. Można powiedzieć, że pocałunek jest wręcz brutalny.
Kładę
ręce na jej biodra. Po co będę ją powstrzymywać? Nikt i tak nie zwraca na nas
uwagi.
Zdecydowanie
to ona ma tym razem prowadzenie. Całuje mnie jak szalona. Odrywa się i
momentalnie wznawia pieszczotę.
Zaraz
mi stanie. Przysięgam. Za chwilę będę mieć powstanie.
-
Dziękuję.. - powtarza w moje wargi.
-
Nie masz za co. Chodźmy na górę...- proponuję.
-
Masz gości - gani mnie jakby to nie byli domownicy.
Wzruszam ramionami.
Piją, jedzą. Dadzą sobie radę. A ja bym tak popieścił narzeczoną.
-
Tak jest nieładnie - przeczesuje moje włosy i siada obok mnie.
Nie
odpowiadam. Biorę krakersy. Pyszne. Naprawdę. Świetne są. Kocham to. Do końca
wieczoru staram się skupiać na takich kretyńskich rzeczach.
Siedzę
rozparty na kanapie i przełączam kanały. Nie bardzo interesuje to wszystko
dokoła. Cieszę się, że tu są, ale spędziłem w szpitalu ponad miesiąc. Moja
maleńka wygląda dzisiaj tak pięknie. Chodzi między nimi starając się zabawić
każdego choć przez chwilę.
Jest
beztroska i miła. Ona nie umie kogoś urazić. Po prostu sama zraniłaby siebie.
Patrzę na Harry'ego, który siada obok mnie i próbuje zabrać mi krakersy.
Odsuwam rękę
z miską. Wpycham do ust
garść.
-
Weź sobie swoje - mamroczę.
-
Uprzejmy jak zwykle - prycha i dołącza się do oglądania meczu.
-
Kurwa - warczę.
Gramy
time break. Jeśli zjebią to...Chociaż zacięci są. Punkt za punktem. Przenoszę
wzrok na Courtney jak co dwie minuty.
Siedzi
teraz na kolanach Nialla i rozmawia z Caroline. Dziewczynom jak zwykle nie
kończą się tematy. Mam nadzieję, że nie udzieli jej się teraz matkowanie.
Szybko wybiję jej to z głowy.
Ojcostwo
nie dla mnie. Mamy teraz inne priorytety. Chociażby nas. Tak. Właśnie my
jesteśmy najważniejsi.
Odstawiam
miskę i podnoszę się, przeciągając. Nie wolno mi jeszcze pić. Tęsknię za
whisky, ale dam radę. Poza tym Courtney wydrapała by mi oczy. Jestem tego
pewien.
Z
lekami nie wolno mieszać alkoholu. Tak, tak, tak. Wiem. Palić też nie mogę.
Seksu mi zabrania. Kurwa jak żyć, jak żyć. No i po co? Wszystko co najlepsze to mi zabraniają.
Marudząc
pod nosem, idę do kuchni. Szukam po szafkach ziółek.
Uspokoję
się, wyciszę i łatwo zasnę.
-
No stary, dzisiaj musisz spocząć - mówię do spodni. Stukam palcami o blat, czekając aż się woda
zagotuje.
On
jednak nie szczególnie mnie słucha, zwłaszcza kiedy pierdolony mózg podsuwa mi
obrazy. A co ma pod spodem? Koronkę? Gorset? Boże. Zwariuję.
-
Louis? - obok mnie pojawia się Niall. - Kazała mi sprawdzić czy wszystko w
porządku.
-
Tak, okej. Wszystko jest w porządku - zapewniam. Poprawiam opięte jeansy.
-
Herbatka?
-
Chcesz jedną? - pytam sarkastycznie.
-
Raczej nie - kręci głową ze śmiechem.
Wywracam
oczami i nalewam wodę. Szybko zaparzam napój.
Razem
wracamy do salonu. Części osób już nie ma. Cała impreza kończy się przed
północą. Żegnam się ze wszystkimi i idę na górę. Słyszę, że Courtney jest już
pod prysznicem.
Odpuszczę
jej dzisiaj. Rozbieram się i wchodzę do łazienki, aby umyć zęby.
-
Kto tam? - pyta zza szkła.
- No nie wiem...Ja?
Słyszę
jak mnie przedrzeźnia chichocząc. Co za kobieta. Pochylam się nad umywalką i
myję zęby. Już mam wchodzić, kiedy ona również to robi. Podaję jej ręcznik.
Nawet nie chcę patrzeć. Dla swojego dobra.
Ona
oczywiście jedynie się wyciera i naga paraduje do sypialni.
-
Courtney - jęczę, idąc za nią.
-
Tak? - pyta beztrosko.
-
Robisz to celowo.
-
Co takiego?
-
Chodzisz naga.
-
Zawsze chodzę misiu. Inaczej się spocę, będę mokra, lepiąca i będę śmierdzieć.
-
Wcale, że nie będziesz. Wymyślasz. A ja? Ja mam celibat - siadam na łóżku.
-
Przykro mi. Na prawdę, przecież ja też na tym cierpię.
-
Wcale nie. Mogę ci zrobić dobrze - wzruszam ramionami.
-
Ja tobie teoretycznie też, ale to dalej są silne emocje skarbie.
Kręcę
głową. Łapię jej biodra i ciągnę do siebie. Muszę zrobić tatuaż. Zasłonić
bliznę na klatce.
-
Daj ciumka..
Całuję
ją zachłannie. Jej wargi uzależniają.
Kładzie
dłonie na moje policzki i czuję jak się uśmiecha. Wsuwam język do jej ust. Mm…Uwielbiam
te nasze pocałunki. Kładę się na plecach, a ona na mnie. To się źle skończy.
-
Milusi jesteś - mruczy.
-
No a nie?
Śmieje
się i jeszcze raz cmoka moje usta. Klepię ją w tyłek i przewracam nas. Całuję
ją po szyi. Schodzę niżej.
-
Louis, no...
-
Rozłóż nogi.
Posłusznie
kiwa głową i spełnia moją prośbę. Klękam i całuję jej kobiecość. Ślicznie
pachnie. Uwielbiam sprawiać jej przyjemność. To jak wygląda, jęczy...
Zamykam
oczy i muskam ją językiem. Mój skarb. Wplątuje palce w moje włosy.
Trzyma
je mocno nie pozwalając mi się odsunąć. Kończy
z głośnym krzykiem. Jestem zadowolony, że mogłem jej dogodzić.
Patrzy
na mnie z uśmiechem i ciężko oddycha.
-
Ubierz się.
Robi
to i razem się kładziemy. Mocno się we mnie wtula i odpływam.
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że operacja Louis'a się udała :) Tylko niech się za bardzo nie przemęcza xD
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Cuuudowny i dobrze ze teraz jest wszystko dobrze <33 @nxd69
OdpowiedzUsuńCudowny ❤
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńJuz się nie mogę doczekać aż Lou będzie zdrowy i nie będzie musial na siebie uważać xd
Co to się będzie dzialo
Cudo❤❤
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńdskklfklmdfdsfdsfdsfdsfdfdsfdsfdfdsfdsfdsfdsffsdfds
OdpowiedzUsuń