Chodzę
między samochodami i upewniam się, że wszystko jest przygotowane. Chłopcy
sprawdzili każde auto. Są dobre. Nic się nie stanie. Teraz mam po prostu świra
na punkcie hamulców. Przed każdym wyjazdem auto musi być sprawdzone. Może to
paranoja, ale trudno. Nie zmienię tego. Dzisiaj sobota. Courtney jeszcze spała,
więc nie zdążyłem złożyć jej życzeń, ale zaraz to zrobię. Pewnie je śniadanie.
Moje
słoneczko. Jedziemy na lotnisko, a potem polecimy do Anglii. Muszę jej coś
pokazać. Wiem, że to daleko i w zasadzie zmiana strefy czasowej może być małym
problem. Jakoś sobie poradzimy.
Gdy
tylko Courtney staje w drzwiach, każdy z chłopaków wyciąga bukiet róż zza
pleców. W tym ja.
Uśmiecha
się uroczo i bierze kwiaty każdego całując w policzek i cicho dziękując. Staje
przy mnie i patrzy mi w oczy.
-
Kocham cię - całuję ją w usta i podaję bukiet.
Oddaje
pocałunek uśmiechając się szerzej.
-
Dziękuję...
Obejmuję
ją w talii. Gabriell podbiega do nas i zabiera róże, a ja prowadzę dziewczynę
do lamborghini.
-
Dokąd jedziemy? - pyta niepewnie.
-
Na lotnisko - odpalam samochód i ruszam za Harrym.
-
Dokąd lecimy? - dopytuje.
-
Do Anglii, zapnij pas - przypominam jej.
Robi
to i zaczyna myśleć. Chyba nie rozumie.
Nic
więcej jej nie powiem. Chociażby siłą to wyciągała. Przeczesuję palcami włosy i
przyśpieszam. Dojeżdżamy na lotnisku w godzinę. Tam czeka już na nas samolot.
Harry bierze nasze rzeczy i idzie za nami, coś marudząc. Zrzucę go kiedyś ze
schodów. Stary kawaler i tak to jest. Udziela mu się zachowanie z seriali.
Czeka
nas kilka godzin lotu, a moja dziewczyna wydaje się być w dobrym humorze.
Tam
również mam niespodziankę. Obsługa wita nas szampanem i tortem z palącymi się
świeczkami.
-
Louis, nie trzeba było... - mówi po zdmuchaniu świeczek.
Obejmuję
ją od tyłu i całuję w szyję. Ma na sobie jeansy, które opinają jej cudowne nogi
i bluzkę oraz kamizelkę. Nie muszę mówić jak wygląda. To oczywiste.
-
Krój tort - mówię.
-
Okay.. - bierze ode mnie nóż i zaczyna dzielić wypiek.
Każdy
dostaje kawałek i zajmujemy miejsca. Dozuję jej tego szampana. Wbrew temu co
mówiła jeszcze kilka dni temu wydaje się być szczęśliwa. Mam nadzieję, że tak
jest. Nie zamierzam się z nią kłócić. Nie chcę, żeby się bała.
Śmieje
się z tego co opowiada jej Liam. Wszyscy ją dzisiaj zabawiają. Patrzę przez
okno i zastanawiam się, jak to wszystko sformułować. Jeszcze raz po kolei
układam mój plan w głowie. Musi być idealnie.
Patrzę
na fotel na którym siedzi Harry i uśmiecham się. Pamiętam jak tutaj dochodziła.
Dobra.
To chyba nie jest do końca dobry pomysł biorąc pod uwagę, że nie kochałem się z
nią ponad miesiąc.
Pani
obrażalska oddelegowała mnie na tydzień do innej sypialni, a potem wracała tak,
że nie miałem kiedy jej dotknąć. Spokój tam na dole. Staram się skoncentrować
na organizacji. To jest teraz priorytet. Na resztę lotu Courtney zasypia. Ja
też trochę odpoczywam. Na lotnisku czeka auto, którym pojedziemy do Doncaster. Niosę
ją delikatnie żeby się nie przebudziła. Niech śpi. Przynajmniej nie będzie
zadawać pytań.
Wsiadamy
do mercedesa. Harry rusza. Courti leży z głową na moich kolanach. Przed nami
jeszcze półtorej godziny drogi
Patrzę
na brunetkę delikatnie głaszcząc jej włosy. Mój skarb. Muszę jej udowodnić, że
nie zamierzam pozwolić jej odejść. Nigdy. Dzisiaj jest odpowiedni moment i dzień.
Nie będę już zwlekał. Liczę na to, że ona nie odrzuci mojej propozycji. To
zniszczyłoby moje serce jeszcze bardziej. Zostaje nam dosłownie parę kilometrów
do celu kiedy dziewczyna się budzi. Dotykam jej policzka ręką. Jest taka
zaspana.
-
Witaj, śpiochu. Prawie jesteśmy na miejscu – mówię.
-
Czyli gdzie? - przeciera oczy.
-
W moim rodzinnym domu. To znaczy teraz wygląda inaczej, jest nowy, ale to to
samo miejsce.
-
Och.. - wygląda na zaskoczona. - Fajnie.
Całuję
ją w czoło. Dojeżdżamy pod nie duży dom, który odnowiłem. Miałem pięć lat, gdy
się stąd wyprowadziliśmy.
Pomagam
dziewczynie wysiąść i idziemy do środka. Mama była tu wcześniej i troszkę mi
pomogła.
-
Ślicznie tu jest - mówi gdy ma już czas się rozejrzeć.
-
Wolę nasz dom - stwierdzam, prowadząc ją do salonu.
-
Ten jest bardziej przytulny, rodzinny...
-
Jeśli będziesz chciała to taki wybuduję nam w Miami.
-
Więc? Dlaczego tu przyjechaliśmy?
-
Bo chciałem ci pokazać miejsce, w którym się wychowałem. Poza tym nigdy nie
byłaś w Anglii. Czemu mielibyśmy nie przylecieć?
-
No tak - odpowiada podobnym tonem do mojego. Chodzi po pokojach i ogląda każdy
z nich.
Wchodzę
do kuchni. No i znowu szybkie obroty. Włączam piekarnik z gotową zapiekanką.
Otwieram wino. Nie wiem jakim cudem, ale dużo pamiętam z okresu kiedy to
mieszkaliśmy. Wszystkie te wspomnienia są dobre. Naprawdę. Mama piekła w tej
kuchni ciastka. Babcia nas odwiedzała. Miałem dużo kolegów z którymi całe dnie
potrafiłem się bawić poza domem.
Uśmiecham
się lekko. Lubiłem te czasy. Potem gdy przeprowadziliśmy się do Miami tata już
nie miał czasu. Zaczął uczyć mnie dyscypliny.
Ale
nigdy nie zabrakło mi rodzinnego ciepła czy zrozumienia. Opieram się o blat.
Czekam, aż danie się podgrzeje. Moja mam to anioł. Będę musiał kupić jej
ogromny kosz kwiatów Wszystko niosę na stół w salonie. Pali się światło,
oświetlają błękitne ściany pomieszczenia
Podoba
mi się i jej też powinno.
-
Courtney, chodź tutaj.
Pojawia
się w drzwiach z uśmiechem na ustach.
Kiwam
głową na stół. Siada, a ja naprzeciw.
-
Ładnie wygląda - mówi cicho.
-
Spokojnie, nie ja gotowałem - uprzedzam.
-
Więc jestem spokojna.
Wredna
kobieta. Nie docenia mojego talentu kulinarnego.
-
Smacznego - mówi z uśmiechem.
Patrzę
jak zaczyna jeść. Ja się nie denerwuje. Wziąłem te jebane tabletki na
uspokojenie. Biorę kurwa codziennie.
Chyba
w końcu zauważa, że nie jem i też przestaje.
Wypijam
wino z kieliszka. To jak się robi na tych dennych filmach? Ja będę
romantyczniejszy. Jeśli jest takie słowo w ogóle. Bardziej romantyczny?
Nieważne. Podnoszę się i wyciągam z marynarki granatowe pudełko.
-
Louis? - dziewczyna pyta niepewnie.
Klękam
przed nią z pierścionkiem.

-
O Boże... - zakrywa usta dłońmi.
Typowa
reakcja kobiety. Łzy i szok. A ja się tu denerwuję i czekam na odpowiedź.
Posyłam jej lekki uśmiech.
-
Tak bardzo cię kocham - klęka obok mnie i mocno się przytula.
Obejmuję
ją ręką i całuję w czoło.
-
Ja ciebie też bardzo kocham.
-
Jest piękny - bierze w rękę pudełko z pierścionkiem.
Pierścionek
jest złoty z diamentami i jednym dużym. Ona jest piękna, nie ozdoba.
-
Dziękuję - szepcze gdy zakładam go na jej drobną dłoń.
-
Za co mi dziękujesz? - pytam rozbawiony i szczęśliwy.
-
Za wszystko. Za to wszystko - ponownie mnie przytula.
Podnoszę
się razem z nią na rękach. Obracam nas, całując dziewczynę.
Oddaje
pocałunek z sekundy na sekundę tylko przyciągając mnie bliżej.
-
Budząc się obok ciebie, jestem naładowaną bronią, Nie mogę dłużej tego
powstrzymać. Jestem cały twój, nie mam kontroli.
-
Tylko mój.
-
Tylko twój.
-
Kocham cię - mówi setny raz już.
Siadam
z nią na kanapie. Opiera się o moje ramię i zaczynamy rozmawiać. Co raz całuję
ją we włosy lub w dłoń, opowiadając o dzieciństwie. Czuję jak bardzo jest
szczęśliwa. Już dawno nie było tak między nami.
Zadbam
o nią. Będzie miała wszystko co potrzebuje.
-
Brakowało mi tego... - mruczy wtulona we mnie.
-
Uwierz, mi też.
Śmieje
się cicho w moje ramię.
-
Wiesz co? Pokażę ci moją sypialnię. I coś myślę, ze trochę w niej spędzimy.
-W
sypialni pięciolatka?
-
Kochanie, mówiłem ci, że ten dom jest wyremontowany.
-
Potrzebuje prysznicu.
-
Na górze pierwsze drzwi na lewo.
-
Może po prostu mi pokażesz? - proponuje przygryzając wargę.
Podnoszę
się z nią i niosę na piętro. Szybko odnajduję łazienkę. Gdy stawiam ją na
podłodze już nie mam na sobie koszuli.
Łapię
jej biodra i gwałtownie przyciągam do siebie. Zaczynam żarliwie całować
Courtney, coraz bardziej spragniony. Moje palce rozpinają guzik jej jeansów. Cudownie
jest mieć ją znów taj blisko i tylko dla siebie.
Nie
wypuszczę jej z łóżka przez ten weekend. Naprawdę.
Przysięgam,
że będziemy się kochać i kochać. Nic innego. Zsuwam z niej spodnie. Kiedy ona
wychodzi z jeansów, ja ściągam z niej kamizelkę i bluzkę.
Później
ona pozbywa się całej reszty z mojego ciała. Całując się wchodzimy pod ciepły
strumień wody. Przypieram ją do ściany.
Piszczy
i wskakuje na moje biodra śmiejąc się.
-
Teraz będę się pierwszy raz kochał z moją narzeczoną.
-
Oby nie było tych razów zbyt wiele.
-
W sensie?
-
Nie chcę być długo twoją narzeczoną. I tak kazałeś mi czekać za dużo.
-
Dwa lata to nie tak dużo - zagłębiam się w niej.
-
To długo - mówi mniej zdecydowanie.
-
Na związek. Jeszcze dwa narzeczeństwa - żartuję.
-
Louis...
-
Co?
-
Mówisz poważnie?
-
Zawsze mówię poważnie. No. Góra trzy lata.
-Więc
się naciesz. Bo to twój ostatni sex przed ślubem. – mówi, ale już przez jęki.
Oczywiście.
Pewnie. Uwielbiam się z nią droczyć.
-
Tak, mocniej! - chyba też jej brakowało naszej bliskości bo jest jeszcze
głośniejsza niż zwykle.
Wychodzę
z niej i znów nabijam na siebie. Wciąż taka ciasna. Tak idealnie ciasna i
wilgotna. Pasuje do mnie. Tylko moja. Dochodzi równo ze mną. Wspaniałe uczucie.
Najlepsze pod słońcem Zabieram ją do sypialni. Nie jest w stanie nawet
zarejestrować jak ona wygląda.
Cały
czas tylko powtarza jak bardzo mnie kocha i zachwyca się pierścionkiem.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńLou nareszcie się oświadczył Courtney! Omfg *.*
Kocham, kocham, kocham <3
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Więc się naciesz, bo to Twój ostatni sex przed ślubem - <3 :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że się jej oświadczył, chociaż dzisiaj moje nastawienie do miłości i całej reszty jest baaaardzo negatywne. :D
@for_1D_fame
Świetny :) nareszcie się oświadczył :)
OdpowiedzUsuńGenialny ❤
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńCieszę sie ze w końcu Lou jej sie oświadczy
Ile ona mogla czekać
I przechodzić przez to wszystko
No ale jest
W końcu 😍
I jeszcze jedno
W końcu Lou mógł ja kochać xd
Awwww jak cudownie jejku *___* takie rozdziały uwielbiam słodkie i cudowne pod każdym względem mmm <333. Czekam na kolejny :***@nxd69
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 W końcu jej się oświadczył *_*
OdpowiedzUsuńCzekam na next ❤❤❤