sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 6


- Szefie, ktoś ci się chciał włamać do domu. Złapaliśmy go, ale nie chce mówić. To nie jest przypadkowy gówniarz. To gangster.
- Zaraz będę - każę mojej sekretarce odwołać resztę spotkać i jadę do domu.
Wysiadam z samochodu i widzę mężczyznę powalonego na kolana. Harry z Niallem przytrzymują go, aby nie wstał. Z nosa płynie mu krew i brudzi mój idealny trawnik. Kutas. Jest młody. W Courtney albo nawet młodszy. To podejrzane. Tylko głupiec musiał wysłać takiego gówniarza. Przyglądam mu się przez chwilę. Wyciągam broń i nią trącam go w podbródek. Unosi na mnie wzrok.
- Posłuchaj, nie mam humoru, dobrze? Ile masz lat kretynie? Osiemnaście? Może nawet nie. Zapewne chcesz pożyć. Za chwilę twój mózg będzie pływał na mojej ścianie. Bardzo nie lubię brudzić własnego domu. I nie żartuję - przeładowuję gnata, przykładając lufę do jego czoła. - Po prostu strzelę. Powiedz mi kto cię przysłał, a dam ci szansę.
Widać, że jest przerażony. Nawet nie stara się tego ukryć.
- Wtedy on mnie zabije - mówi tak cicho, że ledwo słyszę.
Uśmiecham się chłodno i sztucznie.
- Nie zabije, bo trafisz do moich szeregów. Widzę w twoich oczach potencjał. Mów - popędzam go. - Albo zacznę od tortur, urozmaicę sobie dzień. Wiesz jakie to przyjemne? Rozciąganie ciała. Przypalanie. A może szczur na twoim brzuchu pod przykryciem, który nie mogąc wyjść zacznie cię gryźć?
Krzywi się słysząc to wszystko po kolei. Widzę, że się łamie. Nie trzeba mu wiele. Po jego czole spływają kropla za kroplą potu. Kiwa głową, ale mocno zaciska wargi. Próbuje wydostać ręce.
Strzelam w jego ramię. Harry odsuwa się i krzywi, mając poplamioną koszulę. Niech on już nie będzie taki delikatny. Wywracam oczami.
- Nie ruszaj się, tylko mów - warczę do blondyna, klęczącego na ziemi.
Krzywi się i zamyka oczy. Ponownie kiwa głową porusza ustami jednak nie mówiąc ani słowa głośno.
- Nie słyszę - pochylam się nad nim. - Zacznij mówić zanim wpakuję ci kulkę w drugie ramię.
- Nic nie powiem - mówi jednak dalej kiwając głową. Brodą pokazuje na swoją bluzę.
Odsuwam się i wskazuję Niallowi, aby mu ją zdjął i sprawdził czy nie ma tam podsłuchu.
Okazuje się, że jest podsłuch, a razem z nim i bomba. Chłopak mając okazję unosi zdrową rękę i pokazuje żeby nic nie mówić. W dalszym ciągu jest przerażony.
Kurwa mać. Zachowuję zimną krew. Patrzę na czasomierz. Rozglądam się. Potrzebuję sapera i to już. Wiem, że to coś może wybuchnąć w każdej chwili, jeśli tylko właściciel tego się zorientuje. Trzeba grać dalej.
- Okej - mówię wkurwiony. - Więc pożegnaj się z życiem - strzelam tuż obok jego nogi.
Młody nadal przerażony siedzi na trawniku trzymając się za ranę. Kurwa no co tu robi taki ktoś?
Czegoś nie rozumiem. Wysyłają do mnie, do kogoś kto się zna na robocie, takiego gnojka. Przecież to oczywiste, że za życie da się przekonać. Jest sprytny skoro nie wysadził nas wszystkich, ale zapewne właśnie to miał zrobić. Kiwam głową i pokazuję na bombę. Niech oni mi to zabiorą z oczu. Trevor i Horan od razu się tym zajmują. To na prawdę coraz mniej mi się podoba. Zabieram szczeniaka do środka. Zdaję sobie sprawę, że wszystko wymyka mi się spod kontroli. Dlatego właśnie muszę zadzwonić do ostatniej osoby do której chcę zadzwonić...
- On nie odpuści - odzywa się chłopak dużo słabiej. - Nie wiem co mu pan zrobił, ale McKagan...
- Gadaj co wiesz - syczę. No nieźle. Nawet mówi do mnie z szacunkiem. - Czego chce McKagan?
- Nie wiem. Na prawdę nie wiem. Mówił coś o dziewczynie w szpitalu i zapłacie.
Mrużę oczy. Czuję dużą złość. Jeszcze większą niż wcześniej. No jasne, że chodzi o Courtney.
 - To sobie przypomnij. Miałeś wnieść tu bombę, tak?
- Nie. Zwinąć komputer.
- Po co? - siadam na krześle, ciągle mając go na celowniku. - Odpowiedz. I odpowiedz na drugie pytanie. Czy to ty byłeś pod kawiarnią?
- Nie było mnie tam. - syczy dociskając ranę.
- Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie.
- Nie wiem po co. On nic mi nie mówi.
Przyglądam mu się. Chyba nic więcej mi nie powie. Patrzę na Liama. Ten kiwa głową i idzie sprawdzać w systemie mojego wroga. Wyciągam z powrotem chłopaka na dwór. Cóż. Przykro mi. Albo i nie...Strzelam w niego i chowam broń.
Chłopcy później posprzątają. Ja idę się przebrać i jadę do szpitala.
- Riley, jedź do domu. Niech zmieni cię Travis - mówię do pracownika i wchodzę do sali.
Courtney właśnie próbuje wstać. Uśmiecha się na mój widok.
- Cześć misiu.
- Hej, kotku - całuję ją w usta i przytrzymuję.
Łapie się mojego ramienia i prostuje.
- Mam serdecznie dość tego leżenia. Poszłabym na imprezę wiesz? - chichocze.
- Jak już wyjdziesz to zabiorę cię wszędzie - obiecuję. Zakładam na nią szlafrok i idziemy się przejść po korytarzu.
- Była u mnie twoja mama. Podobno twoja kuzynka wychodzi za mąż...
- Jaka kurwa kuzynka? - marszczę brwi. O czym ja znowu nie wiem? Zresztą co mnie to obchodzi.
- Nie wiem. Nie znam twojej rodziny - mówi jakby z żalem. - Twoja mama mówiła jednak, że jesteś chrzestnym jej dziecka.
- Dobrze. Już wiem. Isabelle. Mówiła kiedy ślub? - jeżdżę ręką po plecach brunetki.
- Jeśli dobrze zrozumiałam to we wrześniu.
Kiwam głową. Dochodzimy do okna wychodzącego na parking. Opieram czoło o chłodną szybę.
- Wyglądasz na zmęczonego - mówi zmartwiona brunetka. - Za dużo pracujesz.
- Nie jestem zmęczony, kochanie. Raczej przejmuję się tym wszystkim. Spokojnie - zapewniam ją. Muszę zadzwonić do ojca. Sam nie dam rady. Tym razem wygrał.
To mnie dobija, no, ale cóż. Jak mus to mus. Teraz nie mogę unosić się honorem. Najważniejsze jest bezpieczeństwo moich bliskich.
Zrobię to teraz. Przy Courtney będę spokojny. Biorę telefon i czekam, aż odbierze.
- No nareszcie chłopie. Od kilku dni cię nie mogę złapać - cały ojciec. Od razu do rzeczy.
- Czerwony alarm, okej? Bez komentarzy - wzdycham.
- Mówiłem? Mówiłem Ci już dawno Junior, ale ty jak zwykle... - i zaczyna się kazanie.
Po piętnastu minutach jestem gotów rzucić telefonem w ścianę. Jednakże ładnie się rozłączam i uspokajam.
- O co chodzi? - pyta dziewczyna patrząc na mnie uważnie.
- O to co zwykle - wzruszam ramionami. - Biznes. Chodź. Starczy tego spaceru.
- Jeszcze tylko trzy dni -?wzdycha zrezygnowana.
Powoli odprowadzam ją do sali. Kładzie się do łóżka, a ja odwieszam jej szlafrok. Czuję dziwne ukłucie w okolicach serca.
Nie wiem co to było, ale nie czułem czegoś takiego wcześniej. Prostuję się i kładę rękę na klatce lekko ją masując. No i znowu to samo.
- Kochanie, co się dzieje? - Courtney pochyla się w moją stronę zaniepokojona.
- Nic, w porządku - mówię cicho. Zamykam oczy na chwilę.
- Louis? - nie odpuszcza.
Kurwa no. Co mi jest? Czemu czuję się słabo? Czemu boli mnie serce?
Nawet nie zauważam kiedy dziewczyna wzywa lekarza. Słyszę tylko "Mamy stan przedzawałowy. "Otwieram oczy. Razi mnie światło jarzeniówek. Ból głowy. Czuję ból głowy, ale nie serca. Co ja robię na szpitalnym łóżku?
- Chciałeś urlop to trzeba było mówić - nade mną pojawiają się Niall i Harry.
- Przestańcie. Obydwaj - powoli się podnoszę. Mrugam oczami. - Gdzie Courtney?
- W swojej sali. Nie pozwalają jej tu przychodzić bo się tylko nakręca.
- Mamy ten sam dzień, prawda? Musicie mnie zabrać do domu. Muszę wszystko ogarnąć. Co z tam tym gościem? - pytam.
- Musisz zostać na parę dni. Zajmiemy się wszystkim. Spokojnie.
- Nie zostaję. Co to za gówno? - odłączam od siebie kabelki.
- Zostaw bo powiemy Courtney - powstrzymują moje ręce.
- Co mi jest?
- Prawie zawał. -mówi Styles.
- Jezus - opadam na poduszkę.
- A no właśnie. - Mówi pouczająco. - Twoja matka tu jedzie.
- Nie. No nie żartuj. Nie możecie jej tu wpuścić. Nasłucham się litanii.
- Stary jej powiedział. - jak zwykle musiał mi dowalić.
Zamykam oczy. Świetnie. Gorzej być nie mogło. Zaciskam ręce w pięści. Wkurwiająca maszyna zaczyna pikać. Żebym ja jej zaraz nie piknął.
- To ja pójdę powiedzieć Courtney. - Horan się wycofuje.
- Zostawiasz mnie z nim? - jęczy Harry.
- Powodzenia - i znika.

Podnoszę powieki i wpatruję się w Stylesa morderczym wzrokiem. Dalej nie usłyszałem odpowiedzi. Bardzo chcę wiedzieć co z tym fiutem! Czego dokładnie chce, jaki ma plan i czy go namierzyli.
~~~~~*~~~~~
Hej słoneczka! Jak mijają wam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze.
PROSZĘ, ZAJRZYJCIE NA TŁUMACZENIE FLICKER O HARRYM

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! No właśnie... i co to za gówniarz...
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, jaki świetny szablon! Boże, musiałaś się nad nim napracować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy mogłabyś mi zrobić podobny?

      Usuń
    2. naciśnij na kołko po lewej stronie :)

      Usuń
  3. Jejku, co tu się porobiło?
    Na początku przepraszam cię, że ostatnio nie komentowałam twoich rozdziałów. Tak jakoś wyszło.
    Ale teraz wróciłam!
    A więc...nie spodziewałam się takiej postawy u Louisa! No dobra, wiem, że on nie jest aniołkiem, ale że aż tak? Aż mi się żal chłopaka zrobiło, został zabity przez Lou...
    A właśnie, Lou...prawie zawał? Jezu, najpierw Courtney miała wypadek, teraz Louis jest w szpitalu.
    Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że 365 days jest lepsze. Mam wrażenie, że przy tamtym opowiadaniu bardziej się starasz. Tutaj moim zdaniem akcja dzieje się bardzo szybko i brakuje mi opisów ( to nie jest hejt, ja tylko wyrażam swoją opinię).
    Ale tak poza tym to blog super! Dawaj następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj jest inaczej, bo to nie jest tylko mój blog, co już mówiłam. Piszemy go we dwie, przez gg. Akcja nie jest szybka, po prostu to historia o tej dwójce. Rozdziałów jest dużo, więc będzie się jeszcze działo :)

      Usuń
  4. Genialny rozdział !
    Jak Lou zabił tego chłopaka, to mi się go trochę żal zrobiło, ale cóż... trudno xD
    Lou i zawał? Oh, Boże...
    Przy tej ostatniej scenie chciało mi się śmiać, hahaha :D
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział
    Jak to zawal?!
    U co to za gowniarz?
    Tak wiele pytań bez odpowiedzi
    Chce żeby juz byli bezpieczni

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! <3
    Zawał - o nie :/
    Czekam na next *_*

    OdpowiedzUsuń
  7. Suuuuper,jeju tak sie balam ale jest oki,ta koncowka mega gadka chlopcow xd pewnie mama bedzie zla i ciekawa jestem czy pojedzie na slub,z niecierpliwoscia czekam na kolejny ;) @nxd69

    OdpowiedzUsuń