sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 5


Rano budzi mnie kontrolna wizyta. Lekarz mówi, że jej stan jest bez zmian.
To mnie dołuje, ale nie daje nic po sobie poznać. Zostawiam ją i dzwonię po Liama. To właśnie on zabiera mnie do domu. Muszę się przebrać i zobaczyć, jak się mają sprawy. Jestem zły, zmęczony, ale i zdeterminowany...O Boże.
- Kurwa - klnę.
W pośpiechu wybieram numer do Harry'ego. Muszę to wszystko ogarnąć, bo inaczej ja też źle skończę.
- Wyślij kogoś do Courtney, mają być pod salą ciągle - mówię do telefonu.
- Myślisz, że mogą przyjść tam chcąc ją... - specjalnie nie kończy.
- Nie, no nie mogą kurwa - warczę. - A jak sądzisz?
- Już się tym zajmuję - mówi i się Rozłącza.
Wracam do domu. Szybki prysznic, przebieram się i jem coś w pośpiechu. Potem siadam z chłopakami przy stole. Sprawdzamy kamery. Ktoś musiał to zrobić. Tylko nie wiem, jak mógł się tu dostać. Teren jest chroniony. Dosyć mocno. Chyba, że mam w grupie szczura.
Jeśli tak to naprawdę szczerze mu współczuję. Gdy go dorwę to będzie błagać o śmierć.
Bawię się długopisem. Ale kto mógłby doprowadzić do czegoś takiego? Komu nie mogę ufać? A może moje podejrzenia są zbędne?
Jezu, przysięgam, że jak ona się obudzi, wyjeżdżamy na wakacje. Inaczej zwariuje. Już dawno nie czułem się tak przytłoczony. Ba! Nigdy się tak nie czułem.
Miałem mnóstwo problemów. Naprawdę. Rożnych i różnistych. Ale to jest przesada. Nikt nie ma prawa krzywdzić moich bliskich.
- William! - mama wparowuje do pomieszczenia.
Ociera łzy chusteczką i wpada mi w ramiona. Mówi do mnie drugim imieniem, bo pierwsze jest ojca.
Obejmuję ją ramieniem wiedząc, że tego potrzebuje. To chyba jedyny człowiek przy którym kiedykolwiek płakałem.
- Powiedz mi, jak ty się czujesz? Ona na pewno z tego wyjdzie. Nie widziałam osoby o tak pozytywnym nastawieniu do życia.
- Wyjdzie. Wiem ,mamo.
- To chyba jedyna kobieta, która spowodowała, że czasem się uśmiechasz - czule głaszcze mój policzek. - Odpocznij. Widzę, że nie spałeś. Proszę. Połóż się.
- Muszę wszystkiego pilnować mamo. - staram się ukryć zmęczenie, ale mimo to jest widoczne.
- Kilka godzin. Masz tu odpowiedzialnych pracowników. Prawda? - zwraca się do chłopaków. Kiwają głowami. - Idź.
Kochana kobieta, ale upartość mam po niej. Nie przekonała mnie. Odpuściła i poszła do kuchni.
~*~
Dwadzieścia dni później wybudził się Horan. Dziś mija już prawie miesiąc i będą próbować wybudzać Courtney.
Boję się, że się nie uda. Jest wiele możliwości. Tak naprawdę wszystko zależy od niej. Od walki Courtney.
Wiem, że się stara, ale zaczynam wariować. Wariować i ją obwiniać, że do mnie nie wraca. Nie wyobrażam sobie, że jednak mogłaby się nie obudzić. Chodzę od ściany do ściany. Jeszcze raz niech mi ktoś kurwa powie "spokojnie" to po prostu wybuchnę.
Jadę do szpitala zaraz po dwunastej nie chcąc się spóźnić. Nie mogę czegokolwiek przegapić. Wchodzę na odpowiednie piętro. Widzę, że lekarz właśnie idzie do sali Courti.
Zaraz za nim jeszcze dwóch innych mężczyzn w fartuchach.
- Musi pan zaczekać tutaj. - odzywa się jeden.
- Przecież czekam - warczę. - Cały miesiąc czekam.
Kiwa tylko głową i wchodzi do sali jak reszta. Zaraz będzie wiadomo. Jest ze mną Travis i Liam. Czekają razem ze mną.
Po dziesięciu minutach ledwo wytrzymuję. Przysięgam, że za chwilę wybuchnę.
- Sami debile tu pracują - syczę pod nosem. Zaciskam mocno pięści.
- To musi potrwać - odzywa się Hood.
Podchodzę do niego i łapię za koszulę, dociskając do ściany. Jestem bliski rozwalenia mu głowy tylko dlatego, że ponoszą mnie nerwy.
Na szczęście Liam mnie odciąga. Inaczej pewnie zabiłbym gościa. Tu, na miejscu. Nie pomogło by mu nawet to, że to lubię. Siadam na krześle i wstaję. Siadam, wstaję. I tak w kółko. W końcu wychodzi ten cholerny lekarz. Ściąga rękawiczki i staje przede mną.
- Przykro mi. Będziemy próbować dalej.
Wtedy wszystko dzieje się tak szybko. Ja napadam na faceta, ramiona chłopaków próbują mnie odciągnąć. Naprawdę nad sobą nie panuję.


~*~

Wychodzę z komisariatu wkurzony na maxa. W dupie mam ich grzywnę. Mogą mi naskoczyć. Ten dupek nie zna się na swojej robocie, wyprowadził mnie z równowagi. W sumie planowałem go zabić, ale nie chciałem sobie brudzić rąk. A po specjalistów nie miałem czasu dzwonić. Więc rozwaliłem mu nos. Cóż. Jest lekarzem. Niech sobie sam pomoże. Zresztą nie obchodzi mnie. Chcę, żeby Courtney się obudziła. Tylko tyle. Siadam na ławce i skubię swoje paznokcie. Muszę ochłonąć. Zamierzam wrócić do domu i zobaczyć czy czegoś nie znaleźli. Mieli już tyle czasu. Muszą mieć cokolwiek. Przecież znają się na tym, wiedzą co robić.
Nikt nie może być mocniejszy ode mnie. Mój gang to najlepsi ludzie ojca, a teraz moi.
Wchodząc do domu dzwoni mi telefon. Ze szpitala. Właśnie przed chwilą wybudzili Courtney. Okej. To się wracamy. Szybko idę do samochodu. Wołam jeszcze Liama. Tak na wszelki wypadek jakbym znów miał kogoś roznosić. Najważniejsze, że się obudziła. Wreszcie znów zobaczę jej oczy i usłyszę ten cudowny głos, za którym tak tęsknię. Zabiorę ją daleko stąd. Tam gdzie będziemy mieć spokój i gdzie będziemy bezpieczni. Wzburzony docieram do szpitala w zaledwie pół godziny. To miejsce mi już obrzydło. Naprawdę mam dość. Idę pod salę Courti. Jest sama w sali. Widzę przez szybę jak leży z twarzą zwróconą do okna.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Zatrzymuję się. A jeśli mnie tu nie powinno być? To znaczy ja nigdy nie mam wątpliwości. Przecież mogę mieć co chcę. Ale tym razem chodzi o jej bezpieczeństwo. Powinna mieć spokój. Gdyby nie ja, nikt by jej nie skrzywdził. To moi wrogowie. Nie jej. Ale ja sobie bez niej nie poradzę. Nie dam rady. Muszę ją mieć przy sobie, wiem że ona również mnie kocha. Właśnie to przyznałem. Nigdy jej nie powiedziałem. Nie powiedziałem, że ją kocham. Wiem, że nieraz chciała to usłyszeć mówiąc mi o swoich uczuciach. Dobra, Louis. Jesteś trudny. Ale tylko ona ma na ciebie wpływ.
Powoli podchodzę do brunetki. Chyba mnie słyszy bo odwraca głowę. Nadal jest blada, ale momentalnie się uśmiecha. Tego właśnie mi brakowało. Tego uśmiechu. Kładę dłoń na delikatnym policzku Courtney. Mam wrażenie, że moja lalka z porcelany zaraz się rozpadnie.
- Nie chcę być tu sama - chrypi i wtula się w moją skórę.
- Nie zostawię cię. Chyba, że mnie będą chcieli wygonić. Chociaż wtedy też nie wyjdę - pochylam się nad nią i składam pocałunek na czole dziewczyny. - Jak się czujesz? Tak mi przykro.
- Bałam się, że tobie się coś stało.
- Mi? Przestań. Co mi się mogło stać? Nic. Przeze mnie wylądowałaś w tym gównianym szpitalu.
- Nic mi nie jest. Naprawdę.
Kręcę głową i łapię ją za rękę. Lekko ściskam, uśmiechając się. Nie wytrzymałbym bez niej dnia dłużej. Mam na to dowody. Po prostu każdy by obrywał.
- Dobrze, że się obudziłaś. Jestem egoistą, ale jesteś moją oazą spokoju. Potrzebuję cię przy sobie. Rzadko mówię o uczuciach. Przecież wiesz. Ale nie zamierzam cię nigdy stracić. Nie powinno mnie tu być. Powinienem ci dać święty spokój. Nie jestem dobry. Nie jestem idealny. Sprowadzam niebezpieczeństwo. Ale tu znów odzywa się egoistyczna strona. Ona nie pozwala mi odejść. Kocham cię, Courtney. Jesteś drugą kobietą, którą kocham.
- Też cię kocham - mówi słabo i posyła mi uśmiech.
- Doskonale to wiem. A teraz odpoczywaj - poprawiam poduszkę pod jej głową.
- Możesz ze mną chwilę posiedzieć?
- Będę  tu cały czas. Mówiłem ci już. Nie jestem mile widziany w tym szpitalu...No nieważne. Zostaję.
- Czuję się jak gówno - żali się.
- Mówiłem, że to gówniana sprawa.
- Co z innymi?
- Żyją - mruczę. - Jeszcze. Ale jak się niczego nie dowiedzą to będą martwi.
- Louis... - Patrzy na mnie prosząco.
- Te oczy nie pomogą - przysuwam krzesło i siadam. Patrzę na zdarte knykcie.
- Co kiedy będę mogła wyjść?
- Nie wiem. Zapytam później. Jak zaśniesz. Tylko tym razem nie próbuj na tak długo - wzdycham.
- Pytam o to co zrobimy kiedy wyjdę Louis. - tłumaczy mi.
- Przepraszam. Nie myślę. Pogadamy o tym jak faktycznie wyjdziesz. Zapewne gdzieś pojedziemy. Mam dosyć tego szajsu.
- Ale nie wysyłaj mnie już nigdzie bez ciebie, dobrze? - znów widzę szczerą prośbę, wręcz błaganie w jej oczach.
- Mówiłem, że w ogóle mnie tu nie powinno być.
Nic nie mówi. Zamyka oczy, a aparatura zaczyna szybciej pikać. Przestraszony patrzę na ekran.  Zdaję sobie sprawę, że zaczęła się denerwować.
- Proszę, uspokój się - trzymam jej dłoń.
Kiwa głową, ale maszyna się nie uspokaja.
- Spójrz na mnie - pochylam się nad nią. - Otwórz oczy. Spójrz na mnie. Przepraszam. Nigdzie nie idę i nie zamierzam cię zostawiać. Nigdy.
Ponownie kiwa głową, ale tym razem pikanie jest wolniejsze. Dziewczyna otwiera oczy i patrzy na mnie.
- Nie denerwuj się, bo ja zejdę na zawał. Spróbuj zasnąć - całuję ją we włosy.
- Nie chcę spać. Boję się, że znowu włożą mi do gardła do ustrojstwo.
Poddaję się. Znowu siadam i zmęczony zaczynam opowiadać o miejscach, które możemy odwiedzić jeśli tylko będzie chciała. Słucha mnie uważnie. Na szczęście pół godziny później Courtney mimowolnie zasypia. Wstaję z niewygodnego krzesła na którym spędziłem wiele nocy i idę do lekarza. Muszę wiedzieć czy wszystko jest dobrze. No i kiedy będę mógł ją odebrać. Jej lekarz prowadzący mówi mi, że najwcześniej wyjdzie końcem tygodnia i to tylko wtedy gdy wszystko będzie bez zarzutu. Kurwa. Kolejne dni bez niej w domu. Ale muszę przecierpieć. Chcę, żeby czuła się już dobrze.  Nie potrzebne są komplikacje. Przez te następnie dni przychodzę jednak do szpitala tylko chwilami. Mam duże roboty i nadrabiania tego wszystkiego. Muszę to ogarnąć. Zawaliłem sprawy w firmie. Niby gang jest ważniejszy, ale tam również nic nie robiłem. Wszystko było związane ze szpitalem i odnalezieniem sprawcy tego wypadku. Nic nowego się nie pojawiło. Nie wiem. Wstrzymał się czy już przestał? Mam nadzieję, że to drugie, ale i tak zamierzam go znaleźć. Poza tym czeka na mnie cała setka dokumentów do podpisania. Spotkania będą długie i częste. Wiele ludzi czeka, abym ich przyjął. Nie to, żebym się tym za bardzo interesował, mogę ich olać, ale firma ucierpi, a jest dobrą przykrywką.
Podzielam czas na pracę i na Courtney. Wyśpię się w trumnie. Nieważne. Kiedy nie ma mnie w szpitalu, zawsze ktoś zostaje i pilnuje mojej dziewczyny. Wolę nie ryzykować. Co by było gdybym coś przeoczył? Wzdrygam się na samą myśl. Nie. Tym razem i nigdy więcej nic się nie stanie Courti. Przysięgam.
Moja mama odwiedza ją bardzo często. Ponieważ wzięła urlop – trudno uwierzyć, ale naprawdę pracuje i to jako prawnik – ma czas. Zagląda do niej, rozmawiają, opowiada jej rożne miłe historie. Nie chcę, żeby się denerwowała. Kiedyś przyjdzie taki moment, że czas będzie odbyć poważną rozmowę na temat tego czym się zajmuję. I to nie będzie łatwe. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale czy moje życie jest łatwe?  Co chwila wynikają nowe problemy. Głęboko wierzę, że nie odejdzie. Gdy będzie chciała, pozwolę jej na to. Zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. I jeśli odejdzie, wiem, że nie pokocham już żadnej kobiety.
Wychodzę właśnie z kolejnego spotkania w ręku trzymając kawę. To już moja czwarta dzisiaj, i zapewne nie ostatnia. Chodzę na szybkich obrotach, więc coś mnie musi napędzać. Wzdycham, słysząc telefon. Ten jebany dzwonek zaczyna mnie już drażnić. Słyszę go non stop.

- Tomlinson - warczę do słuchawki.
~~~~~*~~~~~~Wow, dziesięc komentarzy. Cóż, oby tak dalej! My już skończyłyśmy pierwszą część. Teraz dodatkowo piszemy Pokolenie ;)

12 komentarzy:

  1. Super rozdział miś ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak można pisać tak świetne opowiadania matko uwielbiam je <3 szybko następny proooooosze ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział!
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział !
    Jak dobrze, że Courtney się obudziła :)
    Mam jakieś przeczucie, że to ten sprawca tego wypadku dzwoni teraz do Tomlinsona. Ale to tylko moje myśli xd Może to być normalny telefon, albo telefon ze szpitala, że Courti się pogorszyło (ale mam nadzieję, że to jednak nie to xd).
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeaaa w końcu się wybudzila:D Louis jest szczęśliwy i ją też :* Z niecierpliwością czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma to jak zacząć czytać od ostatniego rozdziału :D , super ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Super
    Cieszę się że Courtney się obudziła
    Louis by bez niej nie wytrzymał
    Mam nadzieje że już nikt nic nie zrobi małej
    Ona nie może być w niebezpieczeństwie

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny jeju *-* czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny ;) czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń