piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 3

Następnego dnia już na nią czekają skrzynki czereśni. Liam jednak wie, jak i co załatwić. Ja nie muszę się tym przejmować. Courtney pakuje sobie ich całkiem sporo i zabiera ze sobą na uczelnie. Wysłałem ją na studia, tak jak chciała. Jest moją dziewczyną i wie, że stać ją teraz na wszystko. Zresztą ona nie jest nieśmiała. Jak coś chce, to mówi. Lub robi podchody. To drugie jest częstsze. Co by tu zrobić, żeby Louis się zgodził. Bywa przekomiczna. Podchodzi do szafy i w pośpiechu zakłada szpilki. Jak zwykle spóźniona.
- Nastaw sobie wcześniej budzik - sugeruję, zapinając zegarek.
Poprawiam ciemną marynarkę, zerkając przez okno. Czas się zbierać.
- Może się po prostu nie wysypiam - patrzy na mnie znacząco.
- To dziwne, ja się wysypiam. Łóżko mamy wygodne - mówię, podchodząc do niej. - Do zobaczenia - całuję Courti w usta.
- Miłego dnia - uśmiecha się jeszcze i wybiega.
Travis zawozi ją na uczelnię. Ja zbieram ludzi oraz sprzęt. Mam nadzieję, że naprawili ten karygodny błąd i jesteśmy w stanie wszcząć akcję.
Inaczej chyba łby pourywam wszystkim i każdemu z osobna.
- Dzień dobry, panowie - wychodzę na dwór. - Akcja grozi śmiercią. Nie spodziewajcie się hucznych pogrzebów.
W odpowiedzi słyszę tylko przeładowywanie broni. No i to ja rozumiem.
- Harry, Ethan i Riley, wy zostajecie. Wiecie co robić. Reszta do samochodów - mówię i sam wsiadam do mercedesa.
Wszyscy ruszamy do celu, który każdy zna. Teraz nie ma już zastanawiania się. Wiedzą co mają robić.
Moi ludzie są porozstawiani po całym Miami. Mamy trzy ciężarówki. Gramy w kulkę pod trzema kubełkami. Bardzo fajna zabawa. Musimy włamać się do banku. Wolę adrenalinę niż kasę. Ale muszę płacić pracownikom. Potem wraz z sejfem ruszymy do Nowego Jorku. To daleko. Druga strona Ameryki. Tylko będą nas gonić. Jednakże trochę ich zmylimy. w między czasie sejf trafi do samolotu i tak dotrzemy na miejsce. Powinniśmy być z powrotem w domu za jakieś cztery, pięć dni.
- Niall, ile mamy czasu? - pytam do słuchawki. 
W tym samym czasie on robi wybuch na ulicy i nikt nie słyszy wiertła.
- Trzy minuty. Maksymalnie - mówi krótko.
- Trzy minuty! - krzyczę. Popędzam chłopaków. W pośpiechu, ale z precyzją załatwiamy wszystko. 
Cztery dni później, jak po normalnej delegacji, jadę pod uczelnię.
Ściągam wzrok wielu młodych dziewczyn,  zbierając masę wdzięcznych uśmiechów.
Wywracam oczami, powstrzymując się od grymasu.  Wyglądam jak pies na baby? Wchodzę po schodach i rozglądam się po korytarzu za Courtney.
Nigdzie jej jednak nie mogę znaleźć. Orientuję się gdzie ma ostatni wykład i tam się kieruję. Opieram się o ścianę i czekam na koniec zajęć. Zabiorę ją dzisiaj na kolację. Może najpierw zakupy. Stęskniłem się za nią. Tak krótki czas, a cholernie mi jej brakowało.
Nie mogłem zadzwonić. Nie miałem kiedy, poza tym to niebezpieczne. Wreszcie wychodzi wpatrzona w swój telefon. Gdyby nie ludzie wokół to weszłaby w ścianę.
- Panno Evans, co ciekawego jest w tej komórce? - staję za jej ramieniem.
Prostuje się przestraszona i szybko odwraca. Z szerokim uśmiechem rzuca mi się na szyję. Kładę ręce na jej biodra i długo całuję. Też tęskniła.
- Dlaczego przyjechałeś? Miałeś czekać w kawiarni - mówi kompletnie zbijając mnie z pantałyku.
- Co miałem? - marszczę brwi.
- Dostałam wiadomość, kochanie.
- Jaką wiadomość? - pytam zdziwiony.
- Louis, wysłałeś mi wiadomość - wyciąga telefon i mi go pokazuje. Co jest do cholery?
- Chodź do auta - mówię zdenerwowany. Zaraz muszę to ustalić. Kto czeka na nią w tej jebanej kawiarni?
- Co się stało? - musi biec, żeby za mną nadążyć.
- Nie dostałaś tej wiadomość ode mnie - wyjaśniam szybko. 
Otwieram drzwi od samochodu. Pochylam się i patrzę na Liama. 
- Chodź. Musimy coś sprawdzić.
- Louis... - brunetka zdecydowanie nie chce, żebym ją zostawiał.
- Wsiadaj do auta. Travis będzie cię pilnować. Proszę. Wsiądź do auta - pokazuję ręką.
- Powiedz mi o co chodzi - upiera się.
- Nie wiem o co chodzi - przełykam ślinę. Trzymając jej telefon, idę z Liamem do kawiarni. Piszę SMS na ...swój numer chociaż powinien też dojść na inny odbiornik. "Już prawie jestem. Gdzie siedzisz?"
Nikogo w środku jednak to nie zdradza. Mój wzrok pada na szybę. Za nią stoi mężczyzna w kapturze. Trzyma przy gablocie zdjęcie Courtney przekreślone czerwonym markerem. Dosłownie kilka sekund i ucieka znikając.
- Kto to kurwa był?! - biegnę do końca ulicy, ale on już uciekł. Staję przy przejściu razem z Liamem. Znajdę i zapierdole.
Łapię się ze głowę i ciągnę za włosy. No kurwa! Właśnie tego obawiałem się najbardziej Mam wrogów. Mam ich od cholery. A psychopatów nie brakuje. Przecież nie pozwolę, aby ktoś ją skrzywdził. I tak sama nigdzie nie wychodzi. Gdybym nie przyjechał dzisiaj to mogła by tam pójść i...
Dziewczyna ledwo mnie dostrzega i od razu zasypuje miliardem pytań. Nie odpowiadam na żadne, bo nie wiem. Po prostu nie wiem. Poza tym nie chcę jej denerwować.
I tak o to nadchodzą ciche dni i samotne noce. Courtney nie odpuszcza i nie odzywa się do mnie nawet słowem. A ja siedzę z chłopakami w salach codziennie i codziennie wszystko sprawdzamy. Nie było mnie cztery dni. Nie mogli dopilnować, aby nic się nie działo? Chodzę tak wściekły, że wszyscy pracownicy na tym cierpią. Każdy boi się choćby odezwać. Nawet ojciec siedzi cicho i sam próbuje cokolwiek z tego zrozumieć. Kto mógł maczać w tym palce?
- Kto pojechał dziś z Courtney na uczelnię? - pytam, opierając ręce o długi stół.
- Ja - odzywa się Paul.
- Widziałeś coś, co mogło cię zaniepokoić?
- Nic, a nic szefie.
Kiwam głową i wychodzę. Idę poszukać mojej dziewczyny. Siedzi nad basenem i macha nogami w wodzie, czytając jakąś książkę.
Włosy ma związane w koka. No i założyła kolorową sukienkę. Wygląda ładnie jak zawsze. Kucam obok niej i zamykam lekturę, zaznaczając ją zakładką. Nie protestuje. Oddaje mi ją bez przeszkód i zakłada ręce na piersi.
- Długo będziesz się obrażać? - trącam nosem jej policzek j łapię za luźny kosmyk włosów.
- Co chcesz?- pyta chłodnym głosem. Nienawidzę gdy się tak odzywa.
- Nie mów do mnie jak do obcego - przytrzymuję jej podbródek, aby spojrzeć w oczy.
Jej wyraz twarzy trochę mięknie, choć widać, że szczerze stara się tego nie pokazać.
- Próbuję cię chronić i nie jest to łatwe. Ktoś próbuje skrzywdzić bardzo ważną dla mnie osobę. I właśnie za to poniesie karę - przesuwam palcami po jej dolnej wardze.
- Mam wrażenie, że nic nie wiem.
- Ja też nic nie wiem. I to mnie wkurwia. Tak piekielnie wkurwia, że mam ochotę wszystko roznieść. Przykro mi.
- Może powinniśmy iść na policje? - pyta cicho.
Jasne. Wejdę na komendę i od razu mnie przywitają z całym szacunkiem, a w prezencie dostanę szybszy wyrok.
- Louis, martwię się…
- Kochanie, nie możesz tu zostać. Dla bezpieczeństwa.
- Co takiego? - tego się chyba w ogóle nie spodziewała. - Co ty...
- Ktoś cię stalkuje. A więc musimy upozorować twój wyjazd do Paryża. Powiedzmy, że tam. Jednakże tutaj też nie zostaniesz. Pojedziesz do domu seniora.
- Pojedziesz ze mną? - pyta z nadzieją.
Kręcę głową. To byłoby bezsensu. Muszę ją tam wysłać. Będzie bezpieczna.
- Nie chcę jechać bez ciebie - już jej oczy mokną.
- A ja nie chcę cię zostawiać. Ale po prostu tak będzie lepiej - głaszczę jej policzek. - Nie płacz.
- A jeśli coś ci się stanie?
- Mi? Misiu, mam tylu ludzi, że nie ma takiej opcji. To o ciebie się martwię.
Jednak zaczyna płakać i mocno się do mnie przytula. Opieram podbródek o jej głowę. Próbuję ją uspokoić. Przecież damy radę. Najważniejsze to żeby była bezpieczna. Wszystko inne idzie na drugi plan. Biorę ją na ręce i wchodzę do domu. Bilety zostaną zamówione. Jakaś sprzątaczka przebrana za Courti pojedzie na lotnisko.
Wszystko musi być dokładnie zaplanowane. Żadnej pomyłki.
- Tato, jesteś pewny, że tam masz dobrą ochronę? - pytam choć wiem. Kilku z nas muszę wysłać do Paryża.
- Louis, za kogo ty mnie masz?
- Nie może jej się nic stać. Nic. Rozumiesz? - zaciskam zęby.
- Wiem - mówi krótko.
Kiwam głową. Bardzo szybko wszystko ogarniają. Ja tylko siedzę z małą na kolanach. Zaraz będzie musiała jechać. Równo z Vivienne. Wiem, że Courtney się boi, ale wierzę, że da sobie radę. Jest silna i odważna.
- Musisz iść - zakładam na nią męską bluzę.
- Może to był głupi żart? - próbuje kolejny raz.
- Jeśli tak, to szybko wrócisz.
- W porządku - odpuszcza zmęczona już tym dyskutowaniem.
Wychodzi z chłopakami do auta. Potem wszyscy wyjeżdżają. Muszę się dowiedzieć. Nie ma odpuszczania i lekceważenia. Muszę to skończyć.
Dosłownie parę minut później słyszę telefon. Odbieram połączenie od Riley'a.

- Szefie, auto miało wypadek.
~~~~~*~~~~Witajcie! Mamy napisane już 22 rozdziały, więc to od was zależy jak będą dodawane.
Komentujcie, promujcie, zapraszajcie. Pomóżcie nam :) Kilka tweetów o #BOSSFF
to nie jest wiele. Prawda? Informuję tyle osób, że naprawdę byłaby duża pomoc.
Miłego wieczoru xx

12 komentarzy:

  1. Jakie auto?! Tylko nie Courtney! :/
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko nie mogę się doczekać następnego! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Coooo? Courtney musi żyć!!!!kocham jej charakter jest idealna dla Louisa ! Proszę szybciutko następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O bosz... Mam nadzieję że to nie auto z Courtney. I w ogóle kto czycha na jej życie by dopiec Louisowi? Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział
    Louis musi szybko się zająć tymi ludźmi
    Courtney musi być bezpieczna
    Mam nadzieje że tak będzie 😊
    Życzę weny i do następnego

    OdpowiedzUsuń
  6. Suuuuuper rozdzial *-* jeju jestem taka ciekawa tego ze aww i wgl nie wiem co mam pisac,czekam na kolejny i mam nadzieje ze bedzie szybko :* @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział!
    Oby to nie było auto Courtney. Ona musi być bezpieczna.
    Jestem ciekawa kto za tym wszystkim stoi...
    Do następnego!
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział!
    Kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O mój boże! Co tu się w ogóle stało? I kim jest ten dziwny koleś, który napisał do Courtney wiadomość? Jakiś psychopata...
    No cóż, widzę, że Louis nieźle spędza czas, napadając na bank. Nieźle się wkopał. A teraz jego dziewczyna ma kłopoty..i musiała wyjechać?
    A co z tym autem. To na pewno ona w nim jechała. Może ktoś specjalnie spowodował kraksę? Wiedział, że Courtney jest w samochodzie. Ktoś musiał ich śledzić. Ale o co chodzi? Kto tak bardzo nienawidzi Lou, że chce mu skrzywdzić jego miłość?
    Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi.
    To opowiadanie jest genialne, cudowne, zajebiste, niesamowite, świetne!
    Ja chcę już kolejny rozdział!
    http://thedarkworldfanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę mam nadzieję że to nie Courtney O.o
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojej brak mi słów...

    OdpowiedzUsuń