poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Epilog

Louis
Zastanawiam się czy w tym domu może być spokój. Chociaż trochę. Chyba jednak nie...
Minnie i Courtney siedzą na kanapie, głaszcząc brzuchy i objadając się lodami. Wyglądają nad wyraz uroczo. Nie powiem żeby podobało mi się iż moja osiemnastoletnia córeczka spodziewała się dziecka, ale cóż... Przecież nic nie zrobię. Teraz mogę jej tylko pomagać. Nie wygonię jej z domu, ani nie będę krzyczał. Byłem zły, Mike dostał wpierdol, ale powoli mi przeszło. Teraz to już końcówka. Niedługo finał. Młody bierze na siebie nieco odpowiedzialności. Przyłazi tu codziennie i jestem pewien, że nawet na noc nieraz się tu wlamie. Idzie oszalec.
- Brodę sobie wytrzyj - mruczę do żony, przełączając kanał.
- Louis oglądałam tamto - trąca mnie w ramię.
- Mam to gdzieś.
- Włącz tamto - znowu obrywam, ale teraz stopą.
- Tatu... - Minnie już zaczyna robić słodkie oczka, ale przeszkadza jej w tym Mike. Już dawno nie cieszyły mnie tak widok tego chłopaka.
- Zabierz mi ją stąd. Gdzie chcesz, oby daleko - mówię do blondyna.
- Jestem za - moja córka od razu się podnosi i ciągnie za sobą chłopaka na górę.
No i jeden problem z głowy. Teraz jeszcze drugi grubasek.
- Lou, proszę... - Brunetka wdrapuje mi się na kolana.
Patrzę na nią. Piękna. Cudowna i co dzień radosna. Wiem dlaczego ją kocham. Każdego dnia coraz bardziej.
Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nie wiem jakby wtedy wyglądało.
Tak bardzo się cieszę, że zaczęła u mnie pracować. Gdyby nie ona...Nie wiem. Byłbym gorszym człowiekiem.
- Już! Zejdź mi z oczu! - słyszymy w pewnym momencie Minnie z góry.
- O cholera - mówię rozbawiony.
- Pieprzony dupek! - jakiś huk i sekundę później na dole pojawia się Mike.
- Co się stało? - pytamy z Courtney.
- Znalazłem u mamy i chciałem jej dać.. - mówi skalowany i pokazuje nam opakowanie kremu na rozstępy dla kobiet w ciąży.
Wybucham śmiechem. O mój Boże. No nieźle. To na pewno jest powód do kłótni.
- Chciałem jej pomóc. Cały czas na to narzeka.. - teraz to mu po prostu współczuję
- Daj - zsuwam żonę i biorę krem.
Idę na górę do Minnie.
- Kupisz mi takie samo? - słyszę za plecami Courtney i znowu się śmieje. Wchodzę do pokoju córki.
- Minnie - siadam obok niej. - Masz, używaj, bo będziesz potem narzekać, że na basen wyjśc nie możesz.
- Ja już mu się nie podobam..
- Trzeba było nie rozkładać nóg, nie byłabyś gruba.
- Tato... - nie wiem czy jest bardziej zawstydzona czy zaskoczona tym co powiedziałem.
- No taka prawda. A teraz będziesz mieć dziecko, to chyba ważniejsze, żebyście się nim zajęli.
- Wiem... - kiwa głową.
- Bardzo cię kocham, ale właśnie ci wody odeszły - stwierdzam wystraszony.
- Co ty... Aaaa! - krzyczy i się rozpłakuje. Jest przerażona.
Wstaję i łapię ją za ramię. Kurwa. To nie ja będę ojcem,
Wołam Mike'a. Bierze ją na ręce i jedziemy do szpitala. Chodzę po korytarzu zdenerwowany. Martwię się. To moja córeczka, a poród boli. A jak coś pójdzie nie tak? Rodzi dwa tygodnie wcześniej.
Gdyby nie to, że jest ojcem mojego wnuka to bym go właśnie zabił.
Jezu, słyszę krzyki z porodówki. Krzywię się. Moja księżniczka. Czuję jak mój telefon wibruje. Ach Travis.
- Szefie, pana żona usiłuje wsiąść do auta i chce jechać do szpitala, ale ona przecież ledwo chodzi. Harry zamknął jej bramę, ale to kwestia kilku minut.
- Kurwa... Nie puszczaj jej. Powiedz, żeby została - mówię zdenerwowany.
- No ale...Dobrze. Wszystko w porządku?
- Nie wiem. Właśnie nic nie... - zza drzwi słyszę płacz dziecka.
Rozłączam się od razu. Czekam Niecierpliwie. Szybko rodziła. O tyle dobrze.
Mike wychodzi z sali blady jak ściana. Idzie w moim kierunku jak zombie. Chyba jest w szoku. Dosłownie chwilę później pielęgniarka niesie małe zawiniątko. Blondyn jednak nie jest w stanie go wziąć więc kobieta podaje dziecko mnie.
Przełykam ślinę i patrzę na maluszka. Mój wnuk. Mój własny wnuk. Pierwszy. Jest cudowny. Ma zamknięte oczy, bo światło lamp go razi. Porusza paluszkami.  To tak jak trzymałem Chrisa.
- To twój syn - odzywam się. - Miej jaja i go weź.
Jego wzrok wreszcie staje się obecny i niepewnie do mnie podchodzi.
Podaję mu chłopca. Delikatnie go bierze. Chyba sobie poradzi.
- Fajny jest - uśmiecha się pod nosem.
- Jasne, że fajny. Z krwi Tomlinson, a nazwisko sie nie liczy.
- Jasne - prycha i patrzy na mnie ze śmiechem. - Dzięki, że tu jesteś.
- Żaden problem. Następnym razem po prostu nie wchodź na porodówkę.
Chłopak idzie z dzieckiem do Minnie, a ja dzwonie na spokojnie po jego rodziców. Sam musze pojechać do Courtney.
Mijam się z Horanem w drzwiach szpitala. Witam się z nim, przekładając kluczyki do drugiej ręki.
- Przykro mi, byłem pierwszy. Całe trzy dwieście i pięćdziesiąt osiem centymetrów.
- Chłopak? - to jego pierwsze pytanie.
- No a jak - uśmiecham się. - Chłopak. Idź tam do nich. Sala 201. Do zobaczenia - idę do samochodu.
Szybko jadę do domu. Współczuję chłopakom. Zapewne mają tam właśnie z moją żoną istne piekło. Jest w ciąży, a to wszystko pogarsza. No, ale...Co ja zrobię? Jeszcze ona by rodzić zaczęła. A tak.. Powiem jej, że ma zdrowego wnuka i wszystko będzie w porządku.
Wchodzę do domu szczęśliwy. Będą mieszkać na razie u nas. To chyba jasne.
Przecież ja nie wyobrażam sobie mieszkać bez mojej księżniczki. Muszę jej pomóc. Jest jeszcze malutka. No...Prawie malutka. Nie zna się na tym. A tak.. Jedno dziecko czy dwoje. Niewielka różnica.
~*~
Chodzę po ogrodzie, nosząc Barbie na rękach. Malutka w różowym ubranku wtula się we mnie. Ręką pcham wózek z wnukiem. Nie ma to jak robienie za nianię. Jeszcze Chris siedzi przy stole tarasowym i pisze wypracowanie, co chwila prosząc mnie po pomoc. Tak naprawdę to ja to piszę za niego. On po prostu piszę, żeby chociaż pismo było jego. Przynajmniej mam nadzieję, że dobrą ocenę dostanie.
Moja żona i córka wybrały się na zakupy, a ich tragarzem jest Mike. Młodszy jest, więc to chyba jasne, że będzie nosił ubrania, buty i inne pierdoły. Wykupią pół sklepu.
Niech się chłopak przyzwyczaja. Lżej na pewno nie będzie. Wiem co mówię.
Poprawiam córę na rękach i pochylam się nad wnukiem. Całe dwa miesiące.
Tobby jest bardzo spokojnym dzieckiem, czego nikt nie może zrozumieć. No bo.. jego rodzice są lekkie mówiąc nieokrzesani. Obydwoje mają pierdolca połączonego z ADHD. Może podmienili go na porodówce?
Jak na potwierdzenie moich słów słyszę z podjazdu pisk Minnie.
O nie...I wróciły. A był spokój.
Do ogrodu wbiega moja córka ze spodniami w ręce.
- Tato!
- Cicho - upominam ją. - Tak?
- Widzisz to? - wtyka mi pod nos nowy zakup.
- No, spodnie.
- Rozmiar  tato. Mój rozmiar sprzed Tobbyego.
- Ja uważam, że lepiej ci było z ciałkiem - stwierdza Mike.
- Ciałkiem? - pyta patrząc na niego głupio. - Uważasz, że teraz nie mam kształtów? - i Zaczyna się.
Zaczynają się sprzeczać. Mike oczywiście nie chce dostać po łbie, ale czy ja wiem czy mu się uda.
- Kocham cie - i tak ta oczywiście kończy dramat rzucając się blondynowi na szyję.
- Ja ciebie też - zaczyna ją całować.
- Nie przy mnie, proszę - mówię, podając córkę zonie.
- Daj im spokój - Courtney śmieje się całując barbie.
- Tatooooo, następne zdanie! - woła mój syn.
- Ja pierdole.. - wzdycham i siadam obok młodego.
I tak mi schodzi dwie godziny. Weź tu człowieku miej dzieci...
Wieczór, kiedy mam chwilę sam na sam z Courtney, to teraz na prawdę wyjątkowe chwile.
Przynajmniej nie zmajstrujemy kolejnego dziecka. Tyle wystarczy.  Mi lat nie ubywa. Ech. Kocham moją rodzinę.
Szczerze nic bym nie zmienił. Każdy dzień jest najlepszy.

3 komentarze:

  1. Nie wiem co mam teraz powiedzieć...
    Dziękuję ci za to opowiadanie, było, jest! cudowne :)
    Louis i Courtney... Zapamiętam ich chyba do końca xD
    Cudownie było czytać to ff :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww kocham to ff, było cudowne. (Jak każde twoje ale ciii) Dziękuję, że mogłam tu być i cię wspierać podczas jego tworzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej szkoda, że to już koniec. Zakończenie mnie nie zawiodło wręcz zaskoczyło pozytywnie. Dziękuję że pisałaś i że mogłam być z tobą xx

    OdpowiedzUsuń